Karol Kot

Karol Kot – młodociany wampir z Krakowa

Zapewne jest to postać znana osobą, które interesują się sprawami kryminalnymi, niemniej jest to także postać bardzo ciekawa i kontrowersyjna. Właśnie dlatego postanowiłem, że przybliżę kim był i jak działał Karol Kot – seryjny morderca z Krakowa.

Karol Szczepan Kot urodził się 18 grudnia 1946 roku, w Krakowie. Wywodził się z rodziny inteligenckiej, jego ojciec był inżynierem, a matka działaczką społeczną. Mieszkał przy ulicy Meiselsa 2, w krakowskim śródmieściu, miał spokojne, normalne dzieciństwo. Matka, która nie pracowała zawodowo, poświęcała mu wiele czasu. Opiekowała się nim, więc nie musiał chodzić do przedszkola, bteż inteligentnym i bystrym dzieckiem. Gdy rozpoczął naukę w szkole podstawowej nie miał żadnych problemów, nie był co prawda wybitnym uczniem, ale nauczyciele zaliczali go raczej do tych dobrych. Prawie nigdy nie sprawiał kłopotów wychowawczych, był miły, kulturalny i spokojny. Kiedy miał 8 lat na świat przyszła jego siostra Janina. Mimo iż tak długo był jedynakiem ucieszył się z jej narodzin, pomagał w opiece nad nią, pilnował jej, gdy rodzice byli poza domem. Z wiekiem jego stosunek do dziewczynki zaczął się zmieniać, uważał, iż zabiera mu miłość rodziców, że bardziej kochali ją niż jego…

W czwartej klasie szkoły podstawowej zaczął uczęszczać na zajęcia karate, szybko też odkrył w sobie fascynację bronią, a w szczególności nożami, które zaczął kolekcjonować. Rodzice nie mieli nic przeciwko, cieszyli się, że syn czymś się interesuje. Bez sprzeciwów dawali mu pieniądze na kolejne egzemplarze do jego zbiorów. Wakacje, rodzina spędzała zazwyczaj na wsi, w miejscowości Pcim pod Myślenicami. Dla Karola, nie było to ekscytujące zajęcie, dopóki nie odwiedził pobliskiej rzeźni. Asystował tam przy zabijaniu cieląt, co spodobało mu się na tyle, że zaczął tam spędzać coraz więcej czasu. To właśnie tam po raz pierwszy w życiu zasmakował krwi zabitego cielaka, pracowników trochę to dziwiło, ale głównie przyjmowali jego upodobanie z rozbawieniem i traktowali jako dobrą zabawę. Dawali mu więc tyle krwi ile zechciał…

Widok brutalnie mordowanych i patroszonych zwierząt, oraz picie ich krwi, wyzwoliło w nim fascynację przemocą. Zaczął torturować i zabijać małe zwierzęta takie jak żaby, krety, ptaki. Z czasem gdy znęcanie się i mordowanie zwierząt trwało coraz dłużej, stawał się coraz bardziej brutalny i okrutny: rozpruwał im brzuchy, wyjmował i lizał wnętrzności, wydłubywał oczy. Oczywiście nikt w domu nie wiedział o jego sadystycznym procederze, dla niepoznaki odmawiał zabicia kury czy wypatroszenia ryb na obiad.

Szkołę podstawową ukończył bez najmniejszych problemów, a jego marzeniem było zrobić karierę wojskową. By spełnić swe marzenia zdawał do Technikum Łączności i zapewne by się tam dostał, gdyby nie brak miejsc. Był to dla niego ogromny zawód i długo nie mógł pogodzić się z faktem, że nie dostał się do wymarzonej szkoły. Postanowił więc, że dostanie się do Technikum Energetycznego, które mieściło się przy ulicy Luterańskiej, egzaminy wstępne zdał dobrze, dzięki czemu dostał się do pierwszej klasy. W szkole średniej nauka nie szła mu tak dobrze jak w by chciał, należał raczej do przeciętnych uczniów. Nie miał problemów z przedmiotami technicznymi, które należały do jego ulubionych, ale nie radził sobie z językiem polskim i przedmiotami elektrycznymi.

Był bardzo ambitny i każde niepowodzenie bardzo przeżywał. W ostatniej klasie przeżył załamanie nerwowe spowodowane egzaminem poprawkowym z języka polskiego. Matka namawiała go, by poszedł po pomoc do psychiatry, ale chłopak stanowczo odmówił. Udało mu się ukończyć technikum i zdać maturę, w dalszych planach miał egzaminy do szkoły wojskowej. Chciał zostać komandosem, gdyż imponowało mu ich twarde żołnierskie życie, odwaga i dyscyplina. Udzielał się w zajęciach pozaszkolnych, był członkiem ZMS (Związek Młodzieży Socjalistycznej), LOK (Liga Obrony Kraju), ORMO (Ochotnicza Rezerwa Milicji Obywatelskiej) i sekcji strzeleckiej w klubie Cracovia. Rozwijał też swoją pasje, regularnie powiększał kolekcję broni, w szczególności noży: sprężynowych, monterskich, rybackich, finek i innych. Pilnie uczył się ich używać: rzucał w karty do gry, zazwyczaj wybierając na swoje „ofiary” damy, ćwiczył refleks wbijając nóż między rozłożone palce dłoni.

Drugie oblicze Karola Kota.

Przez cały okres nauki Karol miał problemy z kolegami ze szkoły, nie miał wielu przyjaciół, był bardzo skrytym i cichym chłopakiem. Z początku często padał ofiarą żartów i przykrości, ale skończyły się one wraz z bójką, do której doszło w drugim roku nauki w technikum. Karol został zaatakowany przez starszego i silniejszego Janusza, który chciał go pobić. Chłopak wyciągnął nóż i zranił napastnika w rękę. Od tego czasu inni trochę się go bali, choć imponował im swoją zręcznością w posługiwaniu się nożami. Podczas jednej z wycieczek szkolnych, wraz z klasą odwiedził obóz w Oświęcimiu, zachwyciła go organizacja oraz sama idea obozów zagłady. W szkole uważany był za dziwaka, który stale ma przy sobie nóż i lepiej z nim nie zadzierać. Często atakował innych uczniów od tyłu i dusił, kablem, sznurem lub gołymi rękoma. Pozorował także inne ataki, składał ręce jakby trzymał w niej pistolet i „celował”, udawał, że trzyma nóż i wypruwa wnętrzności, podrzyna gardła i zadaje ciosy. Nazywano go więc „Lolo-rozpruwacz”, „Krwawy Lolo”, na co się godził i miał z tego satysfakcje, że inni się go boją. Karol, szanował i poważał tylko swojego trenera z klubu strzeleckiego. Często bywał u niego w domu, został też jego zastępcą i dysponował kluczami do wszystkich pomieszczeń z bronią i amunicją. Trener stawiał Karola za wzór i kazał innym brać z niego przykład. Wiele razy trener kazał Karolowi karcić za różne przewinienia własnego syna, co chłopak przyjmował z pełnym zadowoleniem, w końcu bicie słabszego, w dodatku z przyzwoleniem osoby dorosłej, sprawić mogło mu tylko dużą przyjemność. Karol dokładnie studiował wszystkie podręczniki anatomiczne i medycyny sądowej. Zdobywał wiedzę z zakresu trucizn, broni wszelkiego rodzaju i wojny. Wszystko po to, by wiedzieć jak najlepiej zadawać śmierć.

Psychoza strachu

21 września 1964 roku około godziny 12:00 w przedsionku jednego z krakowskich kościołów została napadnięta 48-letnia pomoc domowa. Kobieta klęczała i modliła się, gdy poczuła silne uderzenie w lewą stronę pleców. Mimo bólu zdążyła zauważyć uciekającego młodego człowieka. Płaszcz na jej plecach został przecięty, na szczęście rana okazał się powierzchowna. Kobieta zgłosiła sprawę na milicję i podała rysopis sprawcy, zgłoszenie zostało jednak zbagatelizowane.

23 wrześnie 1964 roku około godziny 13:30 na klatce schodowej jednej z krakowskich kamienic Franciszka L. (78 lat) zauważyła idącego za nią młodego człowieka. Po chwili poczuła silne uderzenie w plecy. Zanim straciła przytomność zdążyła zobaczyć twarz napastnika. Kobieta przeżyła atak i podała rysopis sprawcy, doznała jednak ciężkiego uszkodzenia ciała, co spowodowało u niej trwały niedowład.

Zaledwie sześć dni później, 29 września około godziny 20:00 w przedsionku jednego z kościołów została zaatakowana 86-letnia kobieta, Maria P. Atak był błyskawiczny i jak się później okazało skuteczny. Mimo, iż kobieta została szybko przewieziona do szpitala, lekarzom nie udało się jej uratować, a przyczyna zgonu okazało się przebite płuco. Tuż przed śmiercią, kobieta zdążyła jeszcze powiedzieć, że pobił ją młody człowiek.

Milicjanci tym razem nie zignorowali sprawy, w przeciągu zaledwie dwóch tygodni, zostały zaatakowane trzy kobiety. Śledczy zajmujący się tą sprawą nie mieli wątpliwości, że sprawcą jest ta sama osoba. Wszystkie ataki wystąpiły w krakowskim śródmieściu i za każdym razem ofiarami były starsze kobiety, przebywające w dość odosobnionych miejscach. Sprawca działał przez zaskoczenie, od tyłu, zadawał silny cios w plecy. Ponieważ nie zanotowano kolejnych napaści, a sprawcy nie udało się wykryć sprawa została umorzona…

Nastąpiła wówczas prawdziwa psychoza strachu, w końcu gdzieś tam szalał morderca, nikt nie wiedział ani kiedy, ani gdzie zaatakuje tym razem. Doszło do tego, że starsze kobiety wkładały sobie pod ubrania metalowe płyty, poduszki i inne rzeczy, które miały je uchronić przed zabójczymi ciosami noża Karola Kota. 2 lata później, gdy mieszkańcy Krakowa myśleli już, że wszystko wraca do normy, a tajemniczy morderca zniknął z miasta, Karol zaatakował. Tym razem jednak jego ofiara było dziecko.

13 lutego 1966 roku, w okolicy toru saneczkowego na Kopcu Kościuszki znaleziono zwłoki 11-letniego Leszka C. Oględziny zwłok wykazały, iż do zabójstwa doszło około godziny 11:00, chłopcu zadano 11 głębokich ran kłutych. Ofiara nie miała żadnych problemów w szkole, ani w domu. Był to chłopiec spokojny i nie miał wrogów, nie sprawiał także kłopotów wychowawczych. Tego dnia chciał po prostu pozjeżdżać na sankach, jednak na swej drodze spotkał Karola Kota.

14 kwietnia 1966 roku przy ulicy Sobieskiego 12 w Krakowie została zaatakowana 7-letnia Małgosia. Bawiła się w bramie domu, gdy zaskoczył ją napastnik. Zaszedł ją od tyłu i zadał 8 ran w plecy. To jednak mu nie wystarczyło. Ugodził ją jeszcze 3 razy, dwa razy w jamę brzuszną i raz w okolicę ścięgna lewej ręki. Mimo tak wielu ran dziewczynka przeżyła, niestety nie umiała opisać sprawcy.

Ze wstępnych ustaleń wynikało, że tego potwornego ataku dokonał ten sam człowiek, który brutalnie zamordował w lutym małego chłopca. Informacje docierające do milicji od zbulwersowanych mieszkańców były często sprzeczne i błędne, jednak to głównie dzięki nim połączono wszystkie sprawy, także te sprzed 2 lat i sporządzono kilka portretów pamięciowych podejrzanego. Prowadzący śledztwo zasięgnęli opinii naukowców z dziedzin psychiatrii, psychologii i seksuologii. Dzięki ich badaniom ustalono profil sprawcy: działa sam, zawsze wybiera ofiarę przebywającą samotnie, dużo słabszą od siebie. Atakuje znienacka, od tyłu. Ciosy zadaje w górną partię pleców i brzuch. Działa szybko i pewnie. Narzędziem zbrodni jest długi, bardzo ostry nóż, który sprawca przynosi ze sobą i zabiera go po ataku. Nigdy nie zabiera niczego ofiarom i nie nawiązuje z nimi kontaktu słownego. Po zadaniu ciosów szybko opuszcza miejsce zbrodni i nie interesuje się dalszym losem ofiary. Wszystkie ataki nastąpiły w tej samej okolicy i w podobnych godzinach (11:15 – 13:15). Nie można było ustalić żadnego prawdopodobnego motywu działania sprawcy. Jednakże inna była płeć ofiar. Warunki atmosferyczne również różniły się od siebie diametralnie. Kolejną nie zgadzająca się rzeczą był teren – przy zabójstwie Leszka była to otwarta przestrzeń, natomiast przy napadzie na dziewczynkę była to zamknięta brama.

Śledczy postanowili sprawdzić środowisko szkolne, gdyż sprawca był osobą młodą, a dodatkowo jego druga ofiara zauważyła, że do bluzy ma przyszyta czerwoną tarczę szkolną. Po kilku tygodniach żmudnej pracy udało się wytypować podejrzanego. Karol Kot, uczeń technikum Energetycznego wydawał się wprost idealnym kandydatem. Koledzy opisywali go jako dziwaka, który zawsze miał przy sobie jakiś nóż. Najbliższa przyjaciółka Danuta opowiedziała, że zwierzał jej się, iż zabił trzy osoby. Dał jej nawet na przechowanie jeden ze swoich noży. Tłumaczył jej, że to wszystko dzieje się przez „wzbierającą w nim siłę, która nakazuje mu zabijać”. Zadawanie śmierci ludziom daje mu upragniony spokój. Dziewczyna opowiedziała również o tym jak Kot kilkakrotnie ją atakował, dwa razy w Tyńcu i raz w piwnicy, gdy odmówiła mu zbliżenia seksualnego. Często mówił jej, że jest chory na schizofrenię lub psychopatię, bo przecież normalny, zdrowy człowiek tak się nie zachowuje.

Dnia 1 czerwca 1966 roku milicja zapukała do drzwi mieszkania, w którym mieszkał z rodziną Karol Kot. Przynieśli ze sobą nakaz rewizji i aresztowania 19-letniego Karola Kota. Rodzina świętowała właśnie zdanie matury Karola i złożenie przez niego papierów do Wyższej Szkoły Oficerskiej. Karol Kot został odprowadzony na komisariat, a funkcjonariusze zabrali się za przeszukanie domu. To co znaleźli mogło jedynie zaszkodzić chłopakowi. Zabezpieczono między innymi pokaźną kolekcję 16 noży oraz słoik z trucizną. Gdy na komendzie przedstawiono chłopakowi zarzuty dokonania dwóch morderstw, usiłowania czterech kolejnych i jednej groźby zabójstwa, niczemu nie zaprzeczał…

3 maja 1967 roku ruszył proces Karola Kota przed Sądem Wojewódzkim w Krakowie. „Wampirowi z Krakowa” postawiono zarzuty 2 zabójstw dokonanych, 10 usiłowań (w tym 6 przez otrucie) oraz 4 podpaleń. W toku sprawy przesłuchano 64 świadków i wysłuchano opinii biegłych z zakresu psychiatrii i psychologii.

Karol Kot został poddany badaniom w Klinice Psychiatrycznej Akademii Medycznej W Krakowie. Ustalenia określiły jego poziom inteligencji jako przeciętny, chłopak nie miał szerszych zainteresowań. Jako że nigdy nie obcował fizycznie z kobietą skłonności sadystyczne były u niego formą zastępczą przeżyć seksualnych. Znał dobrze normy etyczno-moralne, ale nie widział potrzeby stosowania się do nich. Swoich czynów nie rozpatrywał w kategorii dobra i zła, ale tego co jest przyjemne i korzystne.„Co jest przyjemne, to jest moralne. Jeśli więc mnie sprawiało satysfakcję i zadowolenie zgładzanie ludzi, to było to postępowanie zgodne z moją moralnością. (…) Ja siebie nie uważam ze drania. Drań to taki, który jest pijakiem, złym człowiekiem. Ja zaś uważam siebie za dobrego człowieka. Dokonywane przeze mnie mordy to moja prywatna sprawa. Byłbym złym człowiekiem, gdybym pił wódkę i zadawał się z prostytutkami”.

Badania wykazały także u Karola zanik wyższej uczuciowości i silne skłonności sadystyczne. Charakteryzował go głęboki egocentryzm, skrytość i nieufność wobec innych ludzi. Miał poczucie wyższości nad innymi, które łączyło się z poczuciem krzywdy i niechęci, a nawet nienawiści do ogółu społeczeństwa. Trafił do Szpitala Psychiatrii Sądowej W Grodzisku Mazowieckim, gdzie w czasie pobytu Karol był dobrze zorientowany co do własnej osoby, czasu i miejsca, a także sytuacji w jakiej się znajduje. Przez większość czasu był pogodny, wesoły, czasem nawet żartował. Dość łatwo nawiązał kontakt z otoczeniem. Bał się odpowiedzialności karnej, ale wyrażał pogląd, że gdyby był na wolności kontynuowałby swoją zbrodniczą działalność. Swoje czyny uzasadniał tym, że sprawiały mu przyjemność i ogólną nienawiścią do ludzi. U Karola Kota nie stwierdzono choroby psychicznej lub uszkodzenia centralnego ośrodka nerwowego. Nie zaliczono go również do kategorii psychopatów, gdyż umiał przystosować się do otoczenia. Zdaniem biegłych jego czyny nie nosiły charakteru działania impulsywnego, gdyż były dokładnie przemyślane i zaplanowane. Nie były również wynikiem natrętnych idei, ponieważ nie nosiły cech przymusu. Stwierdzono jedynie, że Karol jest osobą o nieprawidłowych cechach osobowości takich jak agresywna postawa wobec otoczenia, niedojrzałość emocjonalna i seksualna. W efekcie uznano go całkowicie poczytalnym. Tak więc mógł stanąć przed Sądem Wojewódzkim w Krakowie, który 14 sierpnia orzekł, iż Karol Kot jest winien wszystkich zarzucanych mu czynów i wymierzył karę śmierci jako karę łączną. Przewodniczący składu orzekającego sędzia A. Olesiński tak uzasadnił wyrok: „(…) Czyny, jakie oskarżony popełnił wykazują, że jest groźniejszy od dzikiej bestii, bo obdarzony rozumem, (?) jego życiorys był pisany męczeństwem, cierpieniem i krwią niewinnych ofiar, życiorys ujawniający cechy okrucieństwa i narastającego chłodu uczuciowego, życiorys, którego treścią było zabijanie, niszczenie, podpalanie i trucie (…)”.

22 listopada 1967 roku Sąd Najwyższy zmienił wyrok i skazał Karola Kota na dożywotnie więzienie, biorąc pod uwagę jego młody wiek i stwierdzoną u niego psychopatię. Odwołanie od prawomocnego już wyroku wniósł Prokurator Generalny PRL.

11 marca 1968 roku Sąd najwyższy w składzie siedmiu sędziów po raz kolejny zmienił wyrok i skazał Kota na karę śmierci i pozbawienie praw obywatelskich na zawsze. Jako główne czynniki motywujące wyrok podano okrutny sposób działania, godzenie w istoty bezbronne, cynizm i brak skruchy oskarżonego.

Rada Państwa PRL nie skorzystała z Prawa Łaski i dnia 16 maja 1968 roku na Karolu Kocie wykonano karę śmierci przez powieszenie. Sekcja zwłok wykazała u niego guza mózgu…

„Z moich marzeń zdążyło się spełnić jedno, chciałem i byłem katem ludzi, choć myślałem o jeszcze większej rzezi, o prawdziwym dużym krematorium. Gdyby była wojna chciałbym być szefem obozu koncentracyjnego, obcinał bym piersi kobiet, kładł je pod hełmy żołnierzy, by nie uciskały ich w głowy. Marzyły mi się masowe mordy w komorach gazowych, łapanki, ćwiartowanie ludzi. (…) Miałem bogate plany zbrodnicze, o których myślę z ubolewaniem, że ich nie zrealizowałem. Przede wszystkim miałem mordować młode dziewczyny. Wymyśliłem cały przebieg poszczególnych morderstw, wiele miało postać orgietek zakończonych torturami i śmiercią. Planowałem też wysadzenie wiaduktu kolejowego, mordowanie dzieci i starych. Nie zdążyłem, trudno”.

Opracował: Jan Kryński

Źródła:

http://art148.pl/?mod=art&cat=mordercy-seryjni&art=kot-karol

https://pl.wikipedia.org/wiki/Karol_Kot_(morderca)

https://ciekawostkihistoryczne.pl/2019/02/18/karol-kot-seryjny-morderca-o-twarzy-grzecznego-chlopca/

https://narcism654.nazwa.pl/zbrodnia/mordercy-2/kot-karol/

https://www.portalkryminalny.pl/encyklopedia/indeks-autorow/karol-kot-wampir-z-krakowa

 

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments