Na naszej stronie pojawiają się artykuły dotyczące głównie spraw kryminalnych, osób związanych z morderstwami czy samobójcami. Ten artykuł będzie stanowił wyjątek, gdyż postać, o której będzie, w pełni na to zasługuje. Jeżeli więc jesteś osobą, która spodziewa się, że opisze wyjątkowo okrutnego przestępcę, lub zwyrodnialca znęcającego się nad dziećmi, może poczuć się rozczarowany. Artykuł ten będzie również wstępem do serii o ulubionych miejscach, gdzie dochodzi do samobójstw…
W Australii jest pełno pięknych i urokliwych miejsc i z całą pewnością klif u podnóży Sydney potocznie zwany „The Gap” jest jednym z nich. Miejsce to ma też jednak swą mroczną historię. To właśnie tam co roku około 50 osób próbuje popełnić samobójstwo…
Donald „Don” Ritchie (ur. 9 czerwca 1925 – zm. 13 maja 2012) po 2 Wojnie Światowej, gdzie pełnił służbę na pokładzie HMAS Hobart, został sprzedawcą ubezpieczeń. Na przedmieściach Sydney, naprzeciwko owianego złą sławą klifu osiedlił się w 1964 roku. Prawdopodobnie nikt z nas nie chciałby mieszkać w pobliżu takiego miejsca, lecz nie on…
Przez ponad pół wieku wraz ze swoją żoną, Moyą, przez pół wieku każdy poranek spędzają w ten sam sposób. Tuż po przebudzeniu, Don chwyta lornetkę i pochodzi do okna w sypialni, skąd rozpościera się widok na klif, by sprawdzić, czy nie ma tam kogoś, komu zabrakło chęci do życia. Gdy zauważy osobę, która przybyła tam z zamiarem skoczenia w przepaść, pierwsze słowa, jakie zazwyczaj wypowiadał to: ”Może masz ochotę na filiżankę herbaty?” Mężczyzna podchodzi do nich spokojnym krokiem i jak to sam określa:”oferuję im alternatywę, wyciągam pomocną dłoń”. Dla ludzi, którzy gotowi są zakończyć życie, skacząc z klifu, czasami zwykły przejaw człowieczeństwa wystarczy, by zmienili zdanie. Wiele z tak uratowanych osób odwiedza małżeństwo znad klifu po latach, dziękując im i opowiadając, że życie faktycznie stało się lepsze.
Gordon Parker z centrum badania zaburzeń ludzkich nastrojów, stwierdza, że Ritchie oferując współczucie, pomaga osobom w trudnej sytuacji przejść przez krytyczny moment w ich egzystencji i spojrzeć w lepszą przyszłość. I jak wynika z relacji niedoszłych skoczków, mężczyzna nadaje się do tego wyśmienicie – podobno ma w głosie coś, co napawa spokojem i optymizmem.
Niejednokrotnie zdarzało się, że Don musiał ratować kogoś na siłę. Gdy był dużo młodszy, kilkukrotnie musiał szarpać się z samobójcami – w tym czasie Moya dzwoniła na policję z prośbą o wsparcie. Bywały także sytuacje, w których samobójcy decydowali się na nagły krok, usypiając wcześniej czujność Dona – udawali, że już wszystko w porządku, by po chwili rzucić się w przepaść. Dlatego, widok zabijającego się człowieka nie jest czymś obcym dla Dona i jego żony.
Jak sam mówi: ”Nie można spokojnie siedzieć i patrzeć, jak umierają – tak się nie da. Trzeba próbować im pomóc, to przecież logiczne”.
Szacuje się, że od roku 1800 niesławny klif „The Gap” był świadkiem kilku tysięcy samobójstw. Jednak dzięki działaniom Dona i jego żony udało się wydrzeć śmierci co najmniej 160 osób lub jak podają inne źródła nawet 500 osób. Za swą działalność Donald Ritchie został odznaczony między innymi Orderem Australii, najwyższym odznaczeniem tego państwa przyznawanym za wkład w rozwój kraju. Nagrodzono go także wieloma innymi tytułami, jak ten Lokalnego Bohatera, przyznawany podczas święta narodowego Australia Day.
„Anioł z Klifu”, jak mówiono o bohaterze artykułu, zmarł 13 maja 2012 roku, jednak pamięć o nim przetrwa jeszcze bardzo długo. Głównie dlatego, że z objęć śmierci wyrwał tak liczne grono osób. Zdecydowanie w dzisiejszych czasach potrzeba takich ludzi jak on…
Opracował: Jan Kryński
Źródła:
https://facet.wp.pl/lowca-samobojcow-6002901804778113a