Dnia 19 lipca 2008 roku, przed południem, Radosław pojechał wraz z ojcem na zakupy do Brzegu Dolnego. Wracali przez Gałów, po drodze chcieli wstąpić do Środy Śląskiej, kiedy w miejscowości Lisina pękła opona w ich samochodzie. Okazało się, że nie mają lewarka i nie mogą zmienić koła, więc syn postanowił piechotą iść do domu. W międzyczasie ojcu pomógł koło zmienić miejscowy leśniczy. Po Radku nie było śladu…
– Lewarek zapakował do plecaka i wsiadł na rower. Do miejsca, gdzie stał maluch, jedzie się zaledwie pół godziny. Niestety tam już nie dotarł – mówiła nam po zaginięciu Alina Liberska, mama Radka.
Jeszcze tego samego dnia, zaniepokojeni rodzice postanowili zgłosić sprawę na policję. Prowadzone były poszukiwania wzdłuż drogi od domu do samochodu, brano pod uwagę, że chłopak został potrącony przez samochód, a ciało może znajdować się w rowie. Do akcji poszukiwawczej zaangażowano 30 policjantów ze Środy Śl. i wydziału prewencji we Wrocławiu, dwa śmigłowce z Wrocławia oraz policyjnego psa tropiącego, dodatkowo także, zaangażowano specjalistyczny śmigłowiec z Warszawy z kamerą termowizyjną. Nie znaleziono także roweru górskiego ani plecaka. Razem z Radkiem zaginęły dokumenty. Po pewnym czasie znalazł się świadek, który twierdzi, że widział 33-latka jak rozmawiał z dwoma mężczyznami, pod sklepem spożywczym w Kobylnikach. Nie wiadomo jednak, kim oni byli
To, co wydaje mi się w tej sprawie najdziwniejsze, to fakt, że kilka dni po zaginięciu chłopaka, matka zadzwoniła na telefon zaginionego chłopaka. Zapewne nie spodziewała się, że ktokolwiek odbierze. Telefon odebrała kobieta, która bełkotliwie dopytywała się – Skąd pani zna ten numer? – Później się wyłączyła.
– To był mało inteligentny głos pijanej kobiety, która kilka razy dopytywała, skąd mam ten numer. Nie odpowiedziała na żadne moje pytanie o Radka. Później odłożyła słuchawkę i do dziś jej nie podnosi – opowiada Alina Liberska, mama zaginionego.
Policja próbowała namierzyć telefon Radka, jednak na to potrzebny jest czas. Posiadacz komórki musiałby rozmawiać przez nią, co najmniej 15 minut i wtedy udałoby się zlokalizować miejsce. Kiedy poszukiwania nie przyniosły rezultatu, rodzina poprosiła o pomoc wróżkę z Wrocławia. Tarocistka stwierdziła, że Radek żyje, tylko nie jest świadom swojego istnienia.
W poszukiwania włączyła się fundacja Itaka, która zajmuje się poszukiwaniem ludzi zaginionych. Pracownicy i wolontariusze fundacji odbierają i wykonują kilkadziesiąt telefonów dziennie. Organizują dyżury specjalistów: psychologów i prawników, którzy służą radą i wsparciem.
Czy kiedykolwiek uda się dowiedzieć co stało się z Radkiem? Tego nie wiadomo, pozostaje jedynie mieć nadzieję, że sprawa tego tajemniczego zaginięcia zostanie rozwiązana.
Opracował: Jan Kryński
Źródła: