Pyro – zaginiony raper

Pyro – Adrian Dudek był 20-letnim dobrze zapowiadającym się raperem. Występował na scenie lokalnej, ale wielu wróżyło mu wielką karierę. Pewnego dnia zapadł się pod ziemię. Tak jakby jego życie się skończyło. Czy zaczął nowe? Na ziemi czy w niebie?
–Było widać, że wie, po co to robi. Wie, dlaczego wchodzi na scenę. Miał ogromną charyzmę, która go wyróżniała na tle innych – mówi Maciej Zajda z Brodnickiego Domu Kultury.

Adrian nie był grzecznym chłopcem. Chyba żaden raper nie był? Młody, utalentowany i w wieku, kiedy próbuje się i eksperymentuje z różnymi rzeczami. Mieszkał w Brodnicy przy ul. 700-lecia.
–Ten jego ukochany rap. To było jego dziecko, to było jego wszystko. Cały świat. Lubił sobie zapalić trawkę. Jak to raper. Twierdził, że mu to pomaga pisać teksty – opowiada Jolanta Dudek, matka zaginionego Adriana.
– Miał wielu znajomych i prowadził bujne życie towarzyskie. Ludzie mówili o nim po prostu „dobry chłopak”. Zawszę był bardzo miły i otwarty, dlatego tak trudno zrozumieć, co się mogło stać…
Pojawiały się plotki, że miał jakieś długi. Jednak jeżeli nawet był winien komuś jakieś pieniądze, to myślę, że to nie była jakaś duża kwota – dodaje Paulina Szulc z Fundacji Na Tropie. Dowodów na zadłużenie Adriana nie znalazła również prokuratura.
Był 22 grudnia 2018 roku. Święta tuż, tuż. Adrian postanowił spędzić ten wieczór w gronie najbliższych, spotkać się z dawno niewdzianymi znajomymi i tymi, którzy na święta zjechali do domu. Miał być to miły wieczór i zabawa. Jednak zabawa się skończyła…
– Idą na początek do klubu, to jest taka knajpa na mieście, można powiedzieć. Była tam jakaś sprzeczka, ale do niczego poważniejszego nie doszło – opowiada Mateusz Kotłowski z Fundacji Na Tropie.
Około drugiej w nocy Adrian z kolegami był widziany w rejonie ogródków działkowych, nieopodal Drwęcy. W jednej z altanek trwała impreza. Według jednej z wersji wydarzeń właściciel domku wpuszcza do środka tylko dwóch z sześciu obecnych tam chłopaków. Pozostali czterej – w tym Adrian – zostają na zewnątrz. Według relacji kolegów, Adrian został sam, a oni postanowili wrócić do domu.
– Od czasu do czasu się oglądaliśmy i już zniknęliśmy za rogiem – mówi jeden ze znajomych.
– Nie wiem, jak przebiegało to spotkanie – stwierdza Jolanta Dudek. – Od kolegów syna, którzy tam z nim byli, usłyszałam kilka sprzecznych ze sobą wersji. Natomiast nie wiem, co mówili na policji. Gdy Adrian nie wracał do domu, wówczas zaczęłam dopytywać tych jego kolegów o to,
co się z nim stało. Szukałam jakiegoś punktu zaczepienia.
Matce udało się ustalić, że Adrian był u jednego z kolegów. Z jego domu miał wyjść około godziny 22.00 i udać się w stronę pubu „Texas”.
– W pubie tym był brat Adriana i twierdzi, że Adriana tam na pewno nie było – stwierdza Karina Knorps, dziennikarka z Brodnicy.
– Telefon się wylogował całkowicie o 3.01. I to jest koniec – dodaje Jolanta Dudek, matka Adriana.
Adrian miał do wyboru dwie drogi, które prowadziły do domu. Jedna bezpieczniejsza, ale dłuższa i druga – na skróty, przy rzece, nieoświetlona, przez most i tory kolejowe.
– Jest to okolica Drwęcy, miejsce zalewowe, dość niebezpieczne. Niebezpieczne pod względem ukształtowania terenu – opowiada Agnieszka Łukaszewska z policji w Brodnicy.
Fragment reportażu Kariny Knorps pod tytułem „Synek, wróć do domu”:
„ –Gdy zaczęłam tych chłopaków coraz bardziej dopytywać, wręcz naciskać, że ja muszę wiedzieć, że to trzeba gdzieś w końcu zgłosić, że ja muszę iść z tym na policję, bo nie wiem, co się z nim stało, to powiedzieli, że rzekomo spotkali się w mieście i udali w kierunku działek na ulicę Boczną. Nie mogłam się dowiedzieć ani w jakim domku byli, czy w ogóle byli, co tam się działo. Jedna osoba mi powiedziała, że Adrian odszedł za potrzebą i już nie wrócił. Druga, że on w ogóle nie wie, co się z Adrianem stało. Trzecia wersja była taka, że miał rzekomo za nimi chwilę iść, ale go po drodze zostawili. Jeszcze z innej wersji wynika, że miał być z nimi dobry znajomy Adriana, który jednak wcześniej odszedł. Pozostali powiedzieli, że mój syn był pod wpływem alkoholu. Lecz gdy go pytali, gdzie mieszka i czy odprowadzić go do domu, to gestem dłoni wskazał w bliżej nieokreślonym kierunku. Zatem uznali, że mieszka niedaleko i go zostawili – relacjonuje matka zaginionego mężczyzny.
Może wszyscy byli pod wpływem narkotyków i tak naprawdę nie wiedzą, co się wydarzyło? Choć znajomy Adriana prosi, aby nie robić z niego narkomana, to uzyskałam informację, że najprawdopodobniej korzystał z tych używek. Inny znajomy dodaje, że Adrian zawsze ściągał na siebie problemy.
–Ja tego nie mogę ani potwierdzić, ani wykluczyć – odpowiada matka. – Kilka razy w życiu, może kilkanaście, palił marihuanę. W tej chwili bierzemy z mężem każdą ewentualność (…)”
Autorka reportażu, Karina Knorps, podziela zdanie matki zaginionego, że kluczem do rozwiązania tej sprawy mogą być koledzy Adriana:
– Oni prawdopodobnie o czymś wiedzą, lecz z jakichś przyczyn nie chcą o tym mówić. Również odnoszę wrażenie, że wokół sprawy Adriana Dudka panuje zmowa milczenia. Dla mnie szokujące jest, że w dotychczas prowadzonych poszukiwaniach nie wziął udziału nikt ze znajomych Adriana, co daje wiele do myślenia – stwierdza dziennikarka.
Reporter „Interwencji” rozmawiał z kolegą Adriana:
– Tej nocy, kiedy on zniknął, pan miał jakieś nieodebrane połączenie od niego…
– Na to pytanie nie znam odpowiedzi.
– No, ale to nie wie pan, czy dzwonił do pana, czy nie?
– Nie, nie mam pojęcia.
– Przecież ma pan w rejestrze połączeń…
– Tak. Ale nie umiem odpowiedzieć na to pytanie…
W dalszej część reportażu „Synu, wróć do domu”:
„– Czy ci znajomi pani syna byli przesłuchiwani na wariografie?
– Nie, mimo że o to poprosiłam. Zdaniem śledczych taka sytuacja mogłaby mieć miejsce, gdyby odnaleziono syna lub jego zwłoki. A teraz ponoć jest na to za wcześnie – mówi Jolanta Dudek.
Doradzam, aby złożyła wniosek do komendanta wojewódzkiego policji o poddanie badaniom na wariografie kolegów jej syna. Co prawda takie badanie nie jest dowodem, lecz na pewno pomogłoby wyeliminować rozbieżności i wątpliwości w tej sprawie i być może doprowadziłoby do odnalezienia Adriana. Jednak na to musieliby się zgodzić jego koledzy, a to może okazać się nierealne.
–Jak wyglądał ostatni dzień, w którym widziała pani syna?
–Praktycznie jak każdy inny. Właśnie tego dnia wróciłam do pracy po rocznej przerwie, gdyż przez rok byłam na zwolnieniu lekarskim ze względu na operację i rehabilitację. W czasie tak długiego zwolnienia miałam kontakt z synem praktycznie całą dobę. Wiedziałam, co się dzieje w jego życiu, on nie miał absolutnie żadnych problemów. Ja bynajmniej ich nie zauważyłam – zastrzega Jolanta Dudek. – To była sobota, Adrian przyszedł do domu nieco później. Prawie się minęliśmy, bo ja pojechałam z mężem na przedświąteczne zakupy, a on jadł obiad. Później syn wychodził trzy lub cztery razy, aby znowu wrócić.
Jolanta Dudek sądziła, że jej syn czeka na kogoś, zwłaszcza że Adrian wysyłał w tym czasie niemal bez przerwy esemsy. W końcu chłopak ubrał się i około 20.30 wyszedł z mieszkania na ulicy 700-lecia. Rodzicom zakomunikował, że idzie spotkać się z kolegami. Miał ze sobą 100 złotych i torbę z dwoma napojami.
Jego ojciec powiedział wtedy, że Adrian pewnie wróci następnego dnia około południa, bo jego koledzy pozjeżdżali do domów na święta, więc zapewne skończy się to imprezą.
Rzeczywiście nie wrócił na noc. Jednak zawsze, gdy miał gdzieś zostać lub wrócić później, to mnie o tym uprzedzał – stwierdza Jolanta Dudek”.
Jednak, jak ustaliła Karina Knorps, Adrianowi zdarzały się wcześniej ucieczki.
– Znikał nawet na dwa tygodnie. Także policja zdobyła o tym wiedzę – stwierdza dziennikarka.
Matka 20-latka kategorycznie temu zaprzecza.
–Po raz pierwszy zdarzyło się, aby syn zniknął na tak długo bez podania miejsca pobytu.
Gdy 23 grudnia rodzice zgłosili w miejscowej komendzie policji zaginięcie syna, usłyszeli, że to za wcześnie.
– Powiedzieli nam, że pewnie gdzieś zabalował i niebawem wróci – relacjonuje matka 20-latka.
Zawiadomienie przyjęto dopiero 24 grudnia, nadając zaginięciu Adriana kategorię trzecią, czyli ostatnią, co wskazywało na to, że policja nie rzuci wszystkich sił i środków do poszukiwania rapera. Tym bardziej w wigilię Bożego Narodzenia, gdy funkcjonariusze byli już myślami przy świątecznych stołach.
–Zresztą rodzina usłyszała od funkcjonariuszy, że Adrian zaginął w niezbyt odpowiednim na poszukiwania momencie – dodaje Karina Knorps.
Tymczasem w mieszkaniu przy ulicy 700-lecia rodzina wyczekiwała 20-latka, nasłuchując jego kroków na schodach.
–Nie było od syna żadnej wiadomości, a w jego telefonie włączała się poczta. Zaczęłam mieć złe przeczucia – wspomina matka zaginionego chłopaka.
–Czy pani syn może jeszcze żyć i nie chcieć utrzymywać kontaktu z rodziną? – docieka dziennikarka.
–Bierzemy pod uwagę każdą ewentualność, każde rozwiązanie. Nie sądzę jednak, aby tak postąpił. Znam go dobrze, bo przez dwadzieścia lat jego życia to ja spędzałam z nim w domu najwięcej czasu. Mąż pracuje jako kierowca i cały czas jest w trasach.
Jeżeli nawet Adrianowi zdarzyło się zostać gdzieś z kolegami na noc, to zawsze mi dał znać: zadzwonił, wysłał esemesa, bo wiedział, że będę się denerwować.
–Mieliście ze sobą dobry kontakt? Nie było między wami jakiegoś konfliktu?
–Nie, nie było. Jeżeli wyjeżdżał, to zawsze wiedziałam, gdzie będzie i kiedy wróci.
–Przypuszcza Pani, że mogło się stać najgorsze?
–Tak, tego się obawiam.
Jednak 24 grudnia była jeszcze nadzieja, że jeśli nawet gdzieś się zasiedział z kolegami, to wróci do domu na wigilijną kolację. Dla jego bliskich byłby to najwspanialszy prezent. Niestety godziny mijały, a Adrian nie pojawiał się w drzwiach mieszkania. Około 16.00 Jolanta Dudek umieściła na Facebooku post z informacją o tym, że zaginął jej syn Adrian. Najpierw udostępniała go rodzina i znajomi. Informacja błyskawicznie rozprzestrzeniła się w sieci.
Wkrótce policjanci ustalili, że telefon Adriana Dudka ostatni raz logował się w okolicach ulicy Bocznej, w rejonie ogródków działkowych. To ponad 3 kilometry od domu chłopaka. Prawdopodobnie w jednym z domków na terenie ogródków Adrian i jego koledzy urządzili sobie imprezę. Co się tam wydarzyło? Tego do końca nie wiadomo. Zwłaszcza, że jest kilka wersji wydarzeń, przedstawianych przez kolegów zaginionego. Ich rozbieżne relacje wskazują, że ktoś z nich nie mówi prawdy. A być może kłamią wszyscy?
–Próbowałam dowiedzieć się od policjanta prowadzącego sprawę, czy znajomi Adriana mają jakąś wspólną wersję. Ale tego się nie dowiedziałam, a sprawa nie posunęła się zupełnie do przodu – wyjaśnia Jolanta Dudek.
Czy 20-latek mógł popełnić samobójstwo? Agnieszka Łukaszewska, oficer prasowy Komendanta Powiatowego Policji w Brodnicy, nie wyklucza, że mogło do tego dojść.
–Nie mamy co prawda sygnałów od rodziny, że zaginiony mógł mieć myśli samobójcze, jednak nie możemy tego wykluczyć – mówi Agnieszka Łukaszewska.
Ma za tym przemawiać chociażby niepokojący wpis na facebookowym profilu Adriana: „End my life please”, czyli „Proszę, zakończ moje życie”. Kolejne posty także są alarmujące; „To było w czasach, jak miałem jeszcze perspektywy na przyszłość”. „Było, minęło – nie wracam…”.
Są to jednak wpisy z 2017 roku. Być może wówczas Adrian miał jakiś gorszy czas. Zaraz przed zaginięciem wszystko w jego życiu układało się doskonale. Znalazł nową pracę w firmie meblarskiej, zaś w jego karierze muzycznej miał szansę nastąpić przełom. Na co dzień chłopak miał próby w Brodnickim Domu Kultury. W Wigilię miał zakończyć nagrywanie pierwszego swojego singla. Miał go wydać pod pseudonimem „Pyro”. Na swoim profilu napisał: „Jak nic się nie wyjebie, to w wigilię wleci pierwszy singiel z one shotem do numeru Nike AirMore Uptempo’96 punk blood”.
Realizowanie artystycznych pasji mogło być jednym z motywów wyjazdu Adriana z Brodnicy. Wspominał ponoć, że chce wyprowadzić się do Poznania, by rozwijać się muzycznie, gdyż tam swoją karierę zaczynał raper „Peja”.
15 grudnia 2018 roku „Pyro” pojechał nawet do Poznania z dwoma kolegami. Ponoć brał udział w konkursie raperów. Czy, dążąc do artystycznego sukcesu, mógł wyruszyć w Polskę?
–Adrian miał też plany artystyczne, czy mógł porzucić dom, aby realizować swoją pasję muzyczną? – mamę zaginionego muzyka pyta o ten wątek dziennikarka.
–Na 90 procent nie ma takiej możliwości. To bardziej plotki i spekulacje – odpowiada zdecydowanie kobieta.
Okazuje się natomiast, że w noc zaginięcia Adrian kontaktował się telefonicznie z pewną dziewczyną. Było to około godziny 2.00-3.00 z 22 na 23 grudnia 2018 roku.
–Ja rozmawiałam z tą osoba, ona do mnie zadzwoniła. Jednak nie wiem, kim jest. Szukałam jej potem. Bez skutku – ujawnia Jolanta Dudek. – Ta dziewczyna twierdziła, że Adrian do niej dzwonił i chciał się z nią spotkać. Sprawiał ponoć wrażenie, jakby bał się czegoś, mówił bełkotliwie, wyraźnie był pod wpływem alkoholu.
Dziewczyna nie zgodziła się na spotkanie. Zaproponowała natomiast, że mogą ze sobą rozmawiać albo pisać. Jednak Adrian więcej się nie odezwał. Rzekomo tej nocy chłopak miał pisać także do innej dziewczyny. Chociaż nie jest wykluczone, że robili to w jego imieniu koledzy.
Dlaczego nie chcą mówić prawdy? Jakoś unikają tego…
–Oni mają coś wspólnego z tym! Może mu krzywdę zrobili –zastanawia się Celina Zalewska, babcia Adriana.
Przytoczę tu kolejną rozmowę reportera „Interwencji”:
„Andrzej Kukawski z Prokuratury Okręgowej w Toruniu: Prokurator nie miał podstaw do tego, żeby kwestionować ich wiarygodność. Decyzja należy do prokuratora.
Reporter: Rozumiem, że przesłuchaliście bądź zleciliście przesłuchanie tych ludzi, którzy mieszkają w okolicy, z tego nic nie wyniknęło.
Andrzej Kukawski: Tak, dokładnie. Nie ma tutaj jakichkolwiek danych osób, które widziały Adriana Dudka po rozstaniu się z kolegami.
Reporter: My zajmowaliśmy się tą sprawą zaledwie dwa dni i wczoraj udało nam się dotrzeć do osoby, która twierdzi, że tej nocy w tych godzinach, w których zniknął Adrian, widziała przez okno bójkę, która miała miejsce na moście, być może to był moment, kiedy Adrian stracił życie…
Andrzej Kukawski: Być może tak. Niestety, nie umiem na to pytanie odpowiedzieć”.
–Widziałam go, to było w grudniu. Oj, to było późno. Godzina druga, trzecia w nocy. Tam czterech chłopaków jakichś szło, później tam koło mostu zaczęli się kłócić, tam na moście. Krzyczeli, kłócili się, bili…– mówi mieszkanka Brodnicy.
Okazuje się, że już po zaginięciu Adriana, ktoś zalogował się na jego konto na Facebooku i zaktualizował jego dane. Jako lokalizację, miejsce przebywania, wpisał Brodnicę.
–Jak to świadczy o waszej staranności, jeżeli przez dwa dni docieramy do co najmniej dwóch faktów, do których wam nie udało się dotrzeć przez pół roku? – pyta reporter „Interwencji”.
–Tak jak powiedziałem, materiał dowodowy, wszystkie źródła dowodowe znane prokuratorowi w tej sprawie zostały wykorzystane – odpowiada Kukawski.
–Na pewno sprawdzimy, skąd było logowanie na koncie Adriana – zapewnia Agnieszka Łukaszewska z policji w Brodnicy.
Rzekę Drwęcę wielokrotnie przeszukiwała policja, wojsko, straż pożarna i WOPR. Ci ostatni, przy pomocy skuterów wodnych, penetrują dno, aby wy–dobyć na powierzchnię wszystko, co rzeka trzyma w ukryciu. Do tej pory nie natrafili jednak na żaden ślad Adriana lub jego zwłok.
Podczas poszukiwań, w innej części lasu, na coś jeszcze zwrócono uwagę. Na skraju lasu, tuż przy mokradłach Drwęcy, poszukujące osoby prywatne zwróciły uwagę na mały, choć ważny szczegół. Do jednego z drzew, kierunkiem do mokradeł, przyklejony był taśmą klejącą znicz elektryczny. Policjanci zrobili zdjęcia znicza i wraz ze strażakami przeszukiwali okolice wokół tego drzewa. Teren ten jest jednak bardzo trudny z uwagi na mokradła i nie można go dokładnie sprawdzić. Nie ma także możliwości rozejrzenia się w tym miejscu, choćby przy pomocy łódki.
Pod koniec czerwca prokuratura umorzyła śledztwo w sprawie zaginięcia Adriana. Prowadziła je trzy miesiące. Śledczy twierdzą, że w tym czasie zrobili wszystko, co było w ich mocy, aby wyjaśnić zagadkę. Policja wciąż prowadzi jednak działania poszukiwawcze.
–Ja chcę odnaleźć go żywego bądź martwego. Trzeba go godnie pochować, tak? To jest człowiek. Dla kolegów mógł być śmieciem. Poruszę niebo i ziemię, ale go znajdę. Ziemia zadrży, ale ja go znajdę. Nic mnie nie powstrzyma – zapowiada Jolanta Dudek, matka Adriana.
Ludzie szeptają, że Adrian żyję i się ukrywa…
–On żyje i się tu ukrywa – stwierdza zdecydowanie kobieta dobiegająca pięćdziesiątki. – Jego, od czasu gdy zniknął, widziało już kilka osób.
– Przed kim miałby się ukrywać? – zanim wybrzmiało pytanie dziennikarki, kobieta była już gotowa do odpowiedzi.
–Przed ludźmi, którym jest winien pieniądze – odpowiada rozmówczyni głosem nieznoszącym sprzeciwu.
–Skontaktował się ze mną nieznany mi chłopak i wymieniał jakieś nierealne kwoty, które Adrian rzekomo był winny ludziom – mówi Jolanta Dudek, mama zaginionego 20-latka. – Ludzie potrafią być okrutni. Nie są w stanie uszanować naszej tragedii, lecz podsycają ją plotkami i
pomówieniami.
Siedzimy przy stole, przy którym zwykle z okazji świąt i rodzinnych uroczystości spotykała się cała rodzina. Tym razem tak nie będzie, to już drugie święta bez Adriana.
–Coraz mniej mamy nadziei, że się odnajdzie żywy – pani Jolanta wydaje się już być pozbawiona złudzeń. – Z mężem czekamy na kolanach na to, co się wydarzy. Teoretycznie, jesteśmy przygotowani na wszystko. Tak wiele dni upłynęło, że trudno mieć nadzieję, lecz ona w nas całkiem nie umarła. Chcielibyśmy już poznać prawdę – dodaje pani Jolanta.
–Kto może wiedzieć, co stało się z pani synem?
–Koledzy, którzy tamtego dnia byli razem z Adrianem. Oni mają klucz do rozwiązania tajemnicy jego zniknięcia – matka zaginionego nie ma wątpliwości.
17 października w godzinach popołudniowych został przeprowadzony przez doktora Andrzeja Kaczorowskiego, psychologa, hipnoterapeutę i hipnotyzera, seans hipnotyczny. Uczestniczyła w nim mama Adriana, Jolanta Dudek oraz medium, psycholog Małgorzata Gaś. Jak relacjonują uczestnicy tego dwugodzinnego seansu hipnotycznego, za pośrednictwem medium doszło do rozmowy z Adrianem, który przekazał szczegóły wydarzeń nocy z 22 na 23 grudnia 2018 roku. Według tego przekazu mężczyzna został pobity i zrzucony z mostu kolejowego do Drwęcy przez trzech mężczyzn, których opisał, podał ich imiona, a nawet nazwisko tego, który miał tej nocy odegrać zasadniczą rolę w wydarzeniach, a któremu Adrian miał być winien pieniądze. Według relacji medium Adrian miał nawet na moście próbować jeszcze zadzwonić do swojego kolegi, aby opowiedzieć mu o tej kłótni, ale nie zdążył.
Kwestię oceny prawdziwości i sposobu zdobycia tych rewelacji pozostawiam Wam. Co mogło stać się Adrianowi?
Mógł ulec wypadkowi, wracając do domu, np. wpaść do rzeki. Mógł również zostać pobity lub w inny sposób stracić życie, a świadkowie ukryli jego zwłoki. Niekoniecznie w Dręwcy. Jego ciało mogło zostać wywiezione i zakopane. Czy mógł popełnić samobójstwo? Według relacji rodziny i znajomych, jak każdy miewał lepsze i gorsze dni, ale wiązał swoją przyszłość z karierą rapera. Nie zaprzepaściłby tak nagle swojej kariery… Wersja wydarzeń opisana w seansie spirytystycznym również wydaję się możliwa. Adrian mógł zostać zamordowany. Czy żyje i gdzieś się ukrawa? Jego telefon i konta w portalach społecznościowych milczą, a przecież bez tego w dzisiejszych czasach młody człowiek nie może się obejść…
Czy to kolejna zbrodnia bez ciała?
Adrian w dalszym ciągu jest zaginiony. Wszelkie działania, podjęte w celu odnalezienia go, spełzły na niczym… Pozostaje mieć tylko nadzieję, że sprawa zostanie rozwiązana, a rodzina przestanie żyć w niewiedzy i niepewności co do losów młodego mężczyzny…
Opracowała Nika
Korekta Magdalena Kot
Tekst powstał przy współpracy z Missing Zaginieni – w poszukiwaniu prawdy
https://www.facebook.com/ZaginieniDzisiaj/
Tekst zawiera fragmenty książki Janusza Szostaka “Urwane ślady”, którą gorąco polecam!
Całość reportażu Kariny Knorps:
0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments