– Tego wybuchu nie miał prawa nikt przeżyć – wspominają strażacy akcję ratowniczą przy Kasztanowej.
Wybuch Gazu
– Wybuch nastąpił chwilę po 12.00, całe biuro jakby się zatrzęsło. Wybiegłam na zewnątrz i zobaczyłam na ulicy jakby styropiany, części ścian. Z dolnej kondygnacji wydobywał się gęsty dym – relacjonowała kobieta pracująca nieopodal miejsca zdarzenia.
31 sierpnia tego roku na ul. Kasztanowej w Białymstoku doszło do wybuchu. W okolicznych domach zatrzęsły się szyby, w niektórych nawet popękały. To były tylko ułamki sekund. Potężna eksplozja rozerwała dom jednorodzinny.
– Aż szyby w oknach zafalowały. Wybiegłem na ulicę. Zobaczyłem, że ktoś reanimuje małą. Wybuch był tak silny, że jej ciało było na balkonie – wspomina jeden z sąsiadów.
Świadkowie od razu zawiadomili odpowiednie służby. Chwilę przed przyjazdem strażaków jeden z sąsiadów wyniósł z domu dziewczynkę, którą reanimował na ulicy.
– Przed budynkiem znajdowała się osoba postronna udzielająca pomocy dziecku. Od innych ludzi uzyskano informację, że w zniszczonym budynku są inne osoby. Rota medyczna przejęła poszkodowaną i kontynuowała resuscytację krążeniowo-oddechową. Inna udała się do wnętrza budynku w celu poszukiwania kolejnych poszkodowanych – relacjonuje mł. bryg. Tomasz Birycki, strażak z Białegostoku.
W domu wybuchł gaz. Strażacy odcięli jego dopływ i wkroczyli do budynku. Tam dokonali makabrycznego odkrycia…
– Podjęto decyzję o wycofaniu roty pracującej wewnątrz budynku. Odnalazła wewnątrz budynku kilka metrów od wejścia kolejną osobę poszkodowaną i ewakuowała ją na zewnątrz – dodaje mł. bryg. Tomasz Birycki.
Wewnątrz odnaleziono jeszcze dwa ciała. Nikt nie przeżył…
Wszystkie ciała należały do jednej rodziny: Mariusza K. (47 lat), jego żony Joanny (40 lat), matki mężczyzny, Marii (72 lata) oraz córki Izy (10 lat). Początkowo podano, że przyczyną śmierci rodziny był wybuch gazu. Jak niedługo się okazało, prawda była inna. W tym domu doszło do niemal rzezi. Mariusz zabił za pomocą noża pozostałych domowników, po czym popełnił samobójstwo – powiesił się w piwnicy. Tam też znajdował się zawór gazu, który mężczyzna odkręcił tuż przed swoją śmiercią. Prawdopodobnie doprowadził do wybuchu, aby zatrzeć ślady zborni.
– Wszystko wskazuje na to, że najprawdopodobniej mamy tu do czynienia z rozszerzonym samobójstwem. Wszystkie ofiary znalezione w tym domu mają rany cięte i kłute zadane ostrym narzędziem. Natomiast mężczyzna popełnił samobójstwo – poinformował podinsp. Tomasz Krupa z Komendy Wojewódzkiej Policji w Białymstoku.
Według opinii osób zajmujących się tą sprawą, nawet gdyby ktoś z członków rodziny przeżył atak Mariusza K., zginąłby w wyniku podmuchu eksplozji.
– Ofiary miały rany kłute na ciele, ale także na przedramionach, co świadczy o tym, że doszło do walki i próbowały się bronić – potwierdza Tomasz Krupa z podlaskiej policji.
Jedyną osobą, której udało się przeżyć, była 22-letnia córka Mariusza z poprzedniego małżeństwa. Młoda kobieta była tam zameldowana, ale w chwili wybuchu nie przebywała w domu. Prezydent Białegostoku zapewnił opiekę psychologiczną dla niej oraz dla kolegów ze szkoły Izy…
Życie rodzinne
– W tej rodzinie nie działo się dobrze, mała często płakała. Joanna to była arcydzielna kobieta. Zawsze była miła i dobra dla sąsiadów, pomimo własnych problemów zawsze starała się każdemu pomóc – wspomina jedna z sąsiadek rodziny.
Mariusz z wykształcenia był elektrykiem. Kiedyś prowadził warsztat, potem pracował w firmie kurierskiej. Joanna była nauczycielką w szkole podstawowej. Małżeństwem byli od ponad 20 lat, ale od dawna w ich związku się nie układało. Awantury były coraz brutalniejsze. Dochodziło nawet do rękoczynów. Maria, która mieszkała z parą, zazwyczaj we wszelkich sporach stawała po stronie synowej, co dodatkowo doprowadzało Mariusza do szału. Iza bardzo przeżywała kłótnie rodziców. Często płakała…
Dlaczego?
W sprawie Mariusza toczyło się postępowanie. Jak nieoficjalnie udało się ustalić, miał on sądowy zakaz zbliżania się do żony. Mężczyzna został zatrzymany 30 maja tego roku, postawiono mu zarzut znęcania się nad rodziną…
„ Prokurator zastosował wobec niego środki zapobiegawcze: nakaz wyprowadzenia się z domu, zakaz kontaktów z rodziną i obowiązek stawiania się na komisariacie. Miały trwać do 1 września. Prokuratura w połowie sierpnia wystąpiła o przedłużenie tych środków zapobiegawczych. Jednak 25 sierpnia sąd stwierdził, iż nie ma podstaw, aby utrzymywać je nadal w mocy. Prokuratura zaskarżyła tę decyzję”.
Niestety do rozprawy już nie doszło z powodu tej bulwersującej tragedii…
– Rozegrała się olbrzymia tragedia, ale nie mówiłbym tu o depresji oprawcy, a raczej o chęci zemsty. Skoro mężczyzna musiał wyprowadzić się i miał zakaz kontaktu z rodziną, wydany przez prokuratora, mógł chcieć się odegrać na bliskich i tygodniami planować zemstę. Mogło być też tak, że chciał tylko nastraszyć kobiety, a wywiązała się sprzeczka, która przerodziła się w krwawą awanturę. Nie używałbym także tutaj terminu samobójstwa rozszerzonego – to było raczej samobójstwo po zabójstwie – mówił Jerzy Pobocha, psychiatra i psycholog.
Opracowała GoSia Nieć
Korekta Magdalena Kot
https://plus.poranny.pl/nikt-nie-slyszal-krzykow-przed-eksplozja-w-domu-moglo-dojsc-do-mordu/ar/c15-15158514
https://www.fakt.pl/wydarzenia/polska/bialystok-ojciec-zabil-rodzine-i-siebie-i-wysadzil-dom/2j6qqhn
https://wspolczesna.pl/wybuch-gazu-w-bialymstoku-cztery-osoby-nie-zyja-mezczyzna-zabil-rodzine-i-sie-powiesil-to-rozszerzone-samobojstwo-zdjecia/ar/c1-15154296
https://www.fakt.pl/wydarzenia/polska/bialystok-mariusz-k-zabil-rodzine-i-wysadzil-dom-w-powietrze/e7jvlgp