Dziś Oskarek obchodziłby swoje urodziny. Przyszedł na świat 2 lutego 2002 roku. Żył tylko 4 lata i jeden miesiąc. Kim by był, gdyby przeżył? Tego już się nie dowiemy…
„Mamo, ja tylko chciałem, żebyś mnie kochała!”
Chłopczyk przez pierwsze 2 lata życia miał jak w raju. Mieszkał z mamą, która wcześniej trudniła się prostytucją i jej przyjacielem, który traktował go jak własnego syna. Kobieta nie wiedziała, kto jest ojcem chłopca, ale Pan Marek mu go zastępował. Jednak idylla się skończyła, gdy mężczyzna musiał odsiedzieć wyrok za jazdę pod wpływem na rowerze. To było tylko pół roku. Gdy wyszedł, szukał go, ale nie mógł go znaleźć. Ona zerwała kontakty ze wszystkim wspólnymi znajomymi.
Niebo się skończyło i przyszło piekło…
Życie Oskara zostało przesądzone, gdy próg mieszkania, które zajmował z matką, przekroczył Artur – nowy partner Joanny. Kobieta była w niego zapatrzona jak w obrazek. Sądziła, że poznała miłość swojego życia, ale jej miłość nie akceptowała jej synka. Jednak prawdziwe problemy zaczęły się, gdy Joanna zaszła w ciąże. Wtedy Oskar stał się dla nich kulą u nogi…
„Chłopak mnie denerwował. Cały czas był głodny, uparty. Zacząłem go karcić. Najpierw tylko po dupie. Później były ciosy pięścią w brzuch, w głowę, twarz, szyję. Albo kopniaki.” – mówił beznamiętnie Artur.
A to był dopiero początek. Agresja w stosunku do chłopca narastała. Gdy chłopczyk sięgnął po miskę zupy, Artur złamał mu rękę. Z tą kontuzją dziecko żyło jeszcze 10 miesięcy. Był bity za najdrobniejsze przewinienie. Kiedy otworzył lodówkę, bo z pewnością był głodny, mężczyzna kopnął go w twarz. Siła ciosu rozerwała mu wargę, z ust buchnęła mu krew, dziąsła się wgniotły, a zęby zaczęły się chwiać. Oprawca tylko się śmiał…
„Kopnął go i… trochę mu poleciała krew, no i… te zęby mu się zaczęły ruszać. On doszedł do niego i tego jednego zęba to mu normalnie wyciągnął, a drugiego… Oskar sobie sam wyjął. Zaczął grzebać w zębach, w buzi… A dwa wcześniejsze zęby same wypadły” – mówiła Joanna policjantom.
Oskarek na widok Artura robił „siku w majtki”. Joanna również odpychała syna. Gdy przybiegał do niej szukać wsparcia i pomocy, przed każącą ręką jej partnera, szarpała go, klnąc na niego. Biła, bo „był niegrzeczny i pyskował”, bo „ciągle wołał jeść” – bo był? Matka na równi ze swoim partnerem nienawidziła i torturowała swojego pierworodnego.
Biedne dziecko na pewno nie rozumiało, co się dzieje. Kochał swoją mamę tym swoim małym, niewinnym serduszkiem. Wyciągał rączki – a ona zadawała mu ciosy, raz za razem.
Miłość jego mamy biła go codziennie. Tylko 150 metrów dalej był Miejski Ośrodek Pomocy Rodzinie. Pracownicy stale monitorowali rodzinę. Nic nie zauważyli – tylko, tyle że chłopczyk był wyjątkowo spokojny.
„Wciąż siedział przed telewizorem, sprawiał problemy wychowawcze” – tyle zauważyła pracownica socjalna.
Nikt nie zauważył dramatu tego dziecka. Skórę miał zdartą od bicia z pleców. Jego ciało nosiło liczne blizny, świeżo gojące się rany i siniaki. Nie krzyczał, gdy był katowany, bo wtedy był bity jeszcze mocniej. Zapewne ściskał swoje małe usteczka i znosił wszystkie razy…
Gdy Oskarek zmarzł, Artur włożył mu ręce do piecyka, powodując poważne głębokie rany. Jego nadgarstki były spalone, aż do kości…
„Przewrócił się, upadł, poparzył się farelką.” – prawdopodobnie tak mówiła Joanna opiekunkom społecznym, chroniąc swojego ukochanego Artura.
Na jego ciele znajdywały się miejsca kompletnie pozbawione skóry. Czy oprawcy chcieli zwiększyć cierpienie dziecka?
„Dałem mu dwa kopy i musiał wracać do swojego łóżka.” – mówił potem Artur policjantom.
Jak później sama Joanna wspomina, raz tak kopnął, jej synka, że „oczy przewróciły mu się do góry”…
Oskarek był głodzony, co doprowadziło do anemii. W chwili śmierci ważył zaledwie 11 kg. Artur bił go z każdego nawet błahego powodu: że spojrzał w taki sposób, który mu się nie spodobał, bo domagał się trochę uwagi i czułości, bo się odezwał, bo za ciężko oddychał. Był bity wszystkim, co akurat znajdowało się pod ręką oprawców: pięściami, kablem, różnymi przedmiotami. Rzucali go o meble, dusili, przypalali żelazkiem i papierosami. Miał przecięty do samej kości podbródek. Pełna lista tortur nigdy nie została ujawniona…
W tym czasie, gdy Oskarek doświadczał, tego okrutnego bestialstwa para razem wychowywała wspólnego potomka – Kacperka. Ten chłopczyk miał wszystko, miłość, wsparcie, czułość. Był uśmiechnięty, zadbany, dobrze się rozwijał. Był oczkiem w głowie swoich rodziców…
„Ja tak się bałem, chciałem się tylko przytulić”…
W końcu nastał ostatni dzień życia Oskarka. Jego piekło dobiegło końca. Tego dnia na numer alarmowy zadzwonił anonimowy rozmówca i wskazał:
„W mieszkaniu przy ul. Piastowskiej potrzebna jest pomoc, umiera dziecko”.
Dzień wcześniej Artur wymierzył chłopców kilka ciosów w jego wychudzony brzuszek. Mógł tylko szeptać:
„Mamo! Brzuszek boli…”.
Położył się na łóżku, obok swojej mamy. Ona nakryła go, kocykiem. Joanna i Artur zjedli spokojnie kolacje i położyli się spać. Oddał ostatnie tchnienie, tak blisko swojej rodzicielki…
Rano był już siny i zimny. Nie dawał żądnych oznak życia, a oczy miał szeroko otwarte. Artur uciekł z miejsca zbrodni.
„Chłopczyk leżał na łóżku. Nie miał tętna. Nie oddychał. Nie udało mi się przywrócić go do życia. Sam jestem ojcem. Na ciele miał straszne rany. A matka stała obok, spokojnie tuląc drugie dziecko. Zapytałem, skąd rana na brodzie, mówiła, że upadł.” – mówił wstrząśnięty dr Tomasz Pniak.
Lekarz mógł stwierdzić tylko zgon…
„Tak zmaltretowanego dziecka jeszcze nie widziałem.” – mówiła jedna z osób, które widziała zmasakrowane ciało Oskarka.
Obraz tego dziecka wstrząsnął lekarzami i policjantami z bardzo długim stażem. Jeszcze czegoś tak złego i tak strasznego nie widzieli. Wielu z nich płakało nad tym biednym dzieciątkiem.
Oprawcy zostali aresztowani. Sekcja wykazała, że przyczyną śmierci Oskarka było silne uderzenie w brzuch, które spowodowało oberwanie fragmentów obu nerek i krwotok wewnętrzny. Doznał również pęknięcia kości czaszki wraz z wylewem podczaszkowym, które świadczyło długotrwałym biciu dziecka po głowie.
Umierał w męczarniach…
Oskar wrócił do swojego raju tym razem w niebie…
„Oskarku – jako dziecko przeszedłem przez obóz zagłady. Miałem więcej szczęścia niż ty. W tamtym piekle spotkałem się z litością i pomocą. Tobie nie pomógł nikt.” – mówił nad grobem chłopca ksiądz.
Sąd skazał tę parę chorych zwyrodnialców na 25 lat więzienia. Jednak para już nie długo może wyjść na wolność! Mogą ubiegać się o przedterminowe zwolnienie. Pani Ewa Stawska z grupy „Ku pamięci zakatowanym dzieciom”, walczy o to, by Joanna i Artur odsiedzieli pełen wymiar kary. Jest to pewnego rodzaju precedens w polskim prawie. Większość prawników, jakich prosiła o pomoc, pierwszy raz spotkało się z taką sytuacją. Jednak wszystko jest na dobrej drodze, aby bestie zostały w klatce!
Kilka lat po śmierci Oskara dołączył Pan Marek – pierwszy opiekun chłopca, który nigdy nie pozbierał się po stracie swojego przyszywanego syna…
Opracowała GoSia Nieć
Korekta Karolina Koźlak
Zdjęcie Oskara pochodzi ze strony art.148.pl
Zdjęcia nagrobku pochodzą z Grupy „Ku pamięci zakatowanym dzieciom”.
Grupa „Ku pamięci zakatowanym dzieciom”.
https://www.facebook.com/groups/195715061056712
Polecam podcast:
Źródła:
https://piekielni.pl/36189
http://art148.pl/?mod=art&cat=dzieciobojcy&art=zabojstwo-4-letniego-oskara-malgorzaciaka-z-piotrkowa-trybunalskiego
https://www.kupamieci.pl/oskarekmalgorzaciak/