Mord we wsi Rzepin

Każdy kto choć trochę interesuje się sprawami kryminalnymi z okresu PRL zapewne kojarzy Sprawę Połaniecką, lecz kilka lat wcześniej doszło do równie makabrycznej zbrodni….

Była noc z drugiego na trzeciego listopada 1969 roku, kiedy mieszkańcy wsi Rzepin w ówczesnym województwie kieleckim zauważyli pożar w zabudowaniach rodziny Lipów. Część sąsiadów natychmiast ruszyła do gaszenia ognia. Około godziny 3:20. na miejscu zjawiła się straż pożarna. Paliły się już wtedy wszystkie budynki. Mimo wysiłków, niczego nie udało się uratować.

Ze spalonego domu strażacy wynieśli pięć częściowo zwęglonych ciał: 45-letniego sołtysa wsi Mieczysława Lipy, jego 81-letniej matki Marianny, 54-letniej bratowej Zofii, 27-letniego bratanka Władysława oraz 18-letniej żony bratanka – Krystyny, która była w zaawansowanej ciąży. Zebrany w pobliżu tłum gapiów był przerażony tym – jak się mogło wydawać – nieszczęśliwym wypadkiem.

Fragment protokołu z sekcji zwłok: „Na ciele wszystkich denatów można wyszczególnić następujące rodzaje ran: rąbane, tłuczone, miażdżone głowy i twarzy. Na ciele Mieczysława Lipy dodatkowo zidentyfikowano pięć ran kłutych w obrębie klatki piersiowej”. Na podstawie obrażeń zadanych ofiarom, milicja była niemal pewna, że za zbrodnię odpowiada więcej niż jedna osoba. Biegli ustalili, że przyczyną pożaru było podpalenie. Sprawcy podłożyli w obejściu snopki słomy w celu zatarcia śladów. Niemal wszystkie ofiary zostały zaatakowane w łóżkach; jedynie ciało Zofii znaleziono przy drzwiach wejściowych. Zwłoki Mieczysława i Władysława przeciągnięte były w różne części domu, prawdopodobnie żeby się spaliły. Ustalono również, że sprawcy do zamordowania ofiar użyli m.in. siekier, noży i motyk. Śledczy rozważali dwa motywy zbrodni.

Pierwszy – rabunkowy. Mieczysław Lipa jako sołtys miał zebrane ponad 20 tysięcy złotych na poczet podatków gruntowych. Świadkowie zeznali, że w ostatnich dniach zaciągnął także kredyt na sumę 60 tysięcy złotych. Tych pieniędzy nie znaleziono u niego w domu.

Drugim motywem miała być zemsta. Przy tylu ofiarach można było wnioskować, że sprawcy nienawidzili i chcieli się pozbyć Lipów.

Niedługo po przeprowadzonej sekcji zwłok, odbył się pogrzeb zamordowanej rodziny. Jedną z osób niosących trumny miał być Józef Zakrzewski…

Rodzina Zakrzewskich nie była we wsi zbytnio lubiana. Józef oraz dwaj jego synowie – Czesław i Adam – budzili powszechny strach. Uważano ich za rozbójników oraz osoby wyjątkowo zawistne i mściwe. Wiadomo było, że Józef miał z sołtysem zatargi za niezapłacone podatki. Czesław był wcześniej wielokrotnie notowany za drobne napady rabunkowe i kradzieże. Dwa tygodnie po tym nieszczęsnym pożarze i przesłuchaniu przez śledczych blisko 120 świadków, okazało się że to właśnie rodzina Zakrzewskich może być odpowiedzialna za ten brutalny mord i podpalenie. Jedyne czego na ten czas brakowało śledczym to „twarde” dowody które mogłyby posłać tą piekielną rodzinkę do więzienia lub na szafot. W lutym 1970 roku zarządzono przeszukanie gospodarstw Zakrzewskich. Nie znaleziono jednak w nich nic podejrzanego. Tylko w domu Czesława, milicjanci ujawnili drewno skradzione z lasu. Stało się to pretekstem do jego aresztowania. Kiedy Czesław trafił za kratki, śledczy byli niemal pewni, że ma on coś wspólnego z morderstwem Lipów. Postanowiono zastosować nadzwyczajne środki.

W celi podejrzanego umieszczono specjalnego agenta, który miał za zadanie zaprzyjaźnić się z Zakrzewskim i wydobyć od niego informacje na temat zabójstwa. Tak jak podejrzewano, Czesław – prosty, niezbyt inteligentny człowiek – wkrótce stał się wylewny w stosunku do współwięźnia. Często przechwalał się, że razem z bratem i ojcem zamordował Lipów, jednak podczas przesłuchań, wszystkiemu zaprzeczał. Wielokrotnie też nie odpowiadał na żadne pytania śledczych i symulował chorobę psychiczną. Jego historie z celi były jednak wystarczające, aby przedłużono mu areszt, a niedługo potem przedstawiono zarzut udziału w zabójstwie. Czesław zrozumiał, że ma kłopoty. Jak podają niektóre źródła, przerażony Zakrzewski postanowił wybrnąć z sytuacji, zrzucając winę za morderstwo na sąsiada – Antoniego W.

Powiedział śledczym, że mężczyzna zapłacił mu 10 tysięcy złotych za milczenie. Aby uwiarygodnić swoją historię, wskazał miejsce, w którym rzekomy sprawca ukrył narzędzia zbrodni i rzeczy należące do ofiar. We wskazanym miejscu w lesie, odkopano karabin, pistolet, granat, zakrwawiony płaszcz i maskę. Rzeczy wysłano do laboratorium kryminalistycznego, gdzie wyszło na jaw, iż ze znalezionej broni zamordowani zostali w połowie lat 50. i na początku lat 60. Bolesław Hartung i Jan Borowiec. Śledczy (nie wierząc w historię o sąsiedzie-mordercy) uznali, że to Czesław odpowiada za zabójstwa i do niego należy znaleziona broń. Inne źródła podają, że agent specjalny powiedział Czesławowi, iż może on uniknąć „stryczka” jeżeli opisze swoje zbrodnie w liście do Radia Wolna Europa, jako walkę z władzami komunistycznej Polski. Agenci Wolnej Europy mieliby go wtedy odbić i wywieźć za granicę, gdzie byłby bezpieczny. Czesław posłuchał „współwięźnia”, a następnego dnia podczas przeszukania celi, strażnicy znaleźli owy list.

Z jego treści wynikało, że Zakrzewscy zamordowali Lipów, a wcześniej… zabili jeszcze trzy osoby: Bolesława Hartunga ze Starachowic, sołtysa Jana Żaczkiewicza oraz miejscowego dentystę Jana Borowca. Wiadomo na pewno, że niecałe pięć miesięcy po aresztowaniu Czesława, śledczy mieli już mocne dowody przeciwko Zakrzewskim.

Ponowne przeszukanie ich gospodarstw ujawniło słoik ze 120 tysiącami złotych, w częściowo zakrwawionych banknotach. Wkrótce też Czesław zaczął szczerze odpowiadać na pytania śledczych i pogrążać ojca i brata. Ci początkowo wszystkiemu zaprzeczali, jednak przyparci do muru wieloma dowodami, w końcu zaczęli opowiadać o zbrodniach.”Najpierw poszedłem ja z młodszym. Za nami szedł Czesiek. Zatrzymaliśmy się koło domu sołtysa i odbyliśmy krótką naradę. Potem wśliznęliśmy się przez małe okienko w podpiwniczeniu nowej stodoły Lipów. Stamtąd schodami wyszliśmy na podwórze. (…) Kiedy Adam oporządził Zośkę, ja z drugim chłopakiem wskoczyłem do mieszkania. Na łóżku leżał Władysław Lipa. Adam do niego dobiegł i nim tamten się podniósł, uderzył go nożem. W czasie jak dźgał Władysława, ten osunął się z łóżka. Obok Władysława na łóżku spała jego żona. Krzyknąłem do Czesława: „Bij!”, co oznaczało, że ma zabić Krystynę Lipów. Posłuchał mnie, bo zaraz uderzył leżącą siekierą w głowę.” – zeznał Józef Zakrzewski. „Na drugim łóżku leżała Marianna Lipa. Ojciec mi ją wskazał i też kazał zabić. Zrobiłem to. Po tym wszystkim poszliśmy do drugiego pokoju, gdzie spał Mieczysław Lipa. Ojciec kazał mu oddać pieniądze. Wtedy on powiedział, że nic nie ma, bo wszystko wpłacił na poczcie, ale jak ojciec mu powtórzył rozkaz, to Mieczysław poszedł do łóżka Marianny i wyjął spod siennika banknoty, które położył na stole. Ojciec kazał mu się położyć na podłodze, co ten zaraz uczynił. Wtedy ojciec kazał mi, bym rozprawił się z nim siekierą” – opowiadał Adam. Czesław opowiedział śledczym także o wcześniejszych zbrodniach: „Oba my go zabili z ojcem, ja karabinem w łeb, a ojciec nożem. Jak go wepchnęliśmy do studni, był już ubity. Ja powiedziałem ojcu, żeby Żaczkiewicza zabić. Był zły – mówił o morderstwie z 1957 roku. Morderstwo Borowca również przypisał głównie sobie: „Ja go zabiłem, bo był niedobry dla ludzi jak Żaczkiewicz. W nocy przyszliśmy, Borowiec rwał zęby, powiedziałem że mnie ząb boli i otworzył. Wtedy ja powiedziałem „w tył zwrot”. Uciekał w ogród, strzeliłem z karabinu, ojciec go nożem. Szłem zabić”. Czesław wskazał też śledczym dokładne miejsce zabicia Hartunga, co potwierdziło całą historię. Poza szokującymi opisami zbrodni, z zeznań Zakrzewskich wyłonił się także obraz dziwnych praktyk stosowanych przez rodzinę. Mieli oni wydawać wyroki śmierci na osoby, które im czymś zawiniły i odprawiać rytuał poprzedzający zbrodnie. Zbierali się wtedy wszyscy w pokoju ojca przed krzyżem. Matka – Halina Zakrzewska – chwytała zapaloną świecę i przechylając ją, wypowiadała słowa: „Na zgubę …, niech skapie”. Wszyscy powtarzali za nią. Wkrótce potem mieli za zadanie zamordować wrogów. Śledczy jednak nie znaleźli żadnych dowodów, że kobieta wiedziała o zabójstwach.

Proces Zakrzewskich ruszył 22 marca 1971 roku przed Sądem Wojewódzkim w Kielcach. Sprawa była relacjonowana przez gazety w całej Polsce i – co niespotykane w tamtych czasach – przez telewizję. W wielu wsiach posiadanie telewizora było rzadkością, toteż zainteresowani zbierali się nawet po kilkadziesiąt osób u bogatszych mieszkańców, aby popatrzeć na starcie morderczej rodziny z wymiarem sprawiedliwości. A było na co patrzeć. Już na początku Józef i Adam Zakrzewscy zaprzeczyli przed sądem wszelkim swoim wcześniejszym zeznaniom. Tylko Czesław początkowo trzymał się tego, co powiedział śledczym. Józef nie krył swojego żalu z tego powodu i płacząc krzyczał do syna: „W co ty mnie dziecko wwalasz?! Co ty chcesz ode mnie?!”. Adam, zanosząc się płaczem, ciągle zarzekał się, że u Lipów go nie było i jest niewinny. Czwartego dnia procesu Czesław „dołączył do niewinnych” i zaprzeczył wszelkim dotychczasowym zeznaniom. Wtedy też rozpoczął się istny spektakl pełen łez, żalów i udawanej niepoczytalności. Zakrzewscy nie wiedzieli, kiedy się urodzili, kiedy się żenili, ani jak mają na imię ich dzieci czy bliscy. Czesław twierdził, że nie wie nawet, jakiej płci są jego potomkowie. Józef zaś, załamując co chwilę głos, grał niesłusznie pokaranego przez los: „Poniewierany jestem na starość! O Jezu, co ja żem się w życiu na to zasłużył! – żalił się.Dopiero pod koniec procesu ojciec Zakrzewskich przyznał się do zbrodni i wziął całą winę na siebie, chcąc tym samym uchronić przed karą Adama. Twierdził, że młodszy syn został zmuszony do wszystkiego i szedł do Lipów „jak krowa do szlachtuza”. Tę wersję potwierdził Czesław. Dodał, że Adama ojciec wyciągnął ze sobą grożąc mu i strasząc go karabinem. Sam nadal twierdził, że jest niewinny i zrzucił całą winę na Józefa.

28 czerwca 1971 roku sąd skazał 24-letniego Adama na 25 lat więzienia, a 66-letniego Józefa i 42-letniego Czesława na karę śmierci przez powieszenie. W trakcie ogłaszania wyroku, zgromadzeni na sali rozpraw ludzie krzyczele: Śmierć! Śmierć! Śmierć!”

Wyrok wykonano w lutym 1972 roku. Kilka lat później, Adam powiesił się w więziennej celi. Podobno przed samą egzekucją Czesław Zakrzewski kompletnie się załamał. Płakał, rzucał się, błagał o życie. Ojciec tymczasem pozostał hardy – dopalił papierosa i rzucił: „Na co mi spowiedź, gotowy jezdem”.

Opracował Jan Kryński

Źródła:

https://pl.wikipedia.org/wiki/Zab%C3%B3jstwa_dokonane_przez_rodzin%C4%99_Zakrzewskich
https://historia.wprost.pl/reportaze-sadowe/475286/na-zgube-lipow.html
https://blaber.pl/kultura/historie-rodziny-zakrzewskich/
https://wiadomosci.onet.pl/na-tropie/z-zimna-krwia-rodzina-mordercow-z-polski/d8trg
https://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,126765,10577551,Krwawa_rzez_w_Zaduszki___jedna_z_najokrutniejszych.html

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments