W tym poście pragnę przedstawić bardzo ciekawą postać pewnej Włoskiej trucicielki z XVII wieku.
Nazywała się najprawdopodobniej Giulia Tofana, urodziła się w okolicach Palermo i była zapewne córką (lub siostrzenicą) słynnej trucicielki Thofanii d’Adamo, oskarżonej i skazanej w 1633 roku za zabicie męża. To dzięki matce poznała recepturę na truciznę doskonałą, bo bezwonną, pozbawioną koloru i smaku, oraz niepozostawiającą wykrywalnych w owym czasie śladów. Co składało się na zabójczą substancję? Główną ingrediencję stanowił arszenik, do którego dodawano ziele o nazwie cymbalaria, a także ołów i belladonnę, co dawało mieszankę o śmiertelnej mocy, wywołującą biegunkę, wymioty, osłabienie, bóle mięśni, konwulsje i w końcu śmierć. Oprócz talentu do sporządzania toksyn Tofana posiadała także psychopatyczną osobowość i żyłkę do interesów. Wszystkie te cechy pozwoliły jej rozwinąć działalność na naprawdę sporą skalę. Przedsiębiorcza kobieta ogłosiła, że objawił jej się święty Mikołaj i przekazał recepturę na tajemniczą substancję. Miała mieć ona cudowne właściwości lecznicze, tak samo jak olej wypływający z grobu świętego. W rzeczywistości mikstura niewiele miała w sobie świętości. Wystarczyły zaledwie 4 krople tej zabójczej substancji, aby pozbawić życia dorosłego mężczyznę. Była to ni mniej ni więcej tylko trucizna doskonała. Wynikało to z prostego faktu: ówczesna technika kryminalistyczna nie pozwalała na wykrycie śladów arszeniku w organizmie. Co więcej działanie specyfiku Giulii przypominało objawy cholery – bóle i zawroty głowy, wymioty oraz biegunka kończyły się konwulsjami po których następował zgon. I nikt niczego nie podejrzewał. Bardzo szybko specyfik ten zwany „manną Św. Mikołaja z Bari” znalazła swoje amatorki. Prawdziwą furorę robiła wśród kobiet, które chciały ukarać niewiernych mężów, zwłaszcza w Rzymie i Neapolu. Oficjalnie kupowały kosmetyk mający poprawiać urodę, ale w rzeczywistości otrzymywały śmiercionośny eliksir wraz z dokładną instrukcją użytkowania. Tofana zachęcała kobiety do znęcania się nad mężczyznami, zalecając, żeby długo ich podtruwały. Nie wiadomo dokładnie, ile osób umarło po podaniu „acqua Tofana”. Szacuje się, że mogło być ich nawet tysiąc. Sama Tofana przyznała się do uśmiercenia około 600 osób. Zeznała to w trakcie śledztwa i brutalnych tortur, jakim poddano ją w neapolitańskim więzieniu. Trafiła do niego jako dość sędziwa (jak na tamte czasy) 60-letnia dama. Wcześniej skutecznie unikała wymiaru sprawiedliwości, często zmieniając nazwisko i miejsce zamieszkania. Zazwyczaj znajdowała schronienie w klasztorach. Tofana pozostałaby pewnie bezkarna, gdyby nie śledztwo wszczęte z rozkazu Wiricha Phillippa von Dauna, wicekróla Neapolu, którego zaniepokoiła duża liczba trudnych do wyjaśnienia zgonów mężczyzn w sile wieku. Dochodzenie nie było łatwe, ale w końcu udało się zdemaskować okrutną trucicielkę. Aresztowano ją w jednym z klasztorów i przewieziono do więzienia w Neapolu. Wtedy okazało się, że Tofana cieszyła się dużą popularnością wśród mieszkańców południowowłoskiego miasta. Wybuchły zamieszki, a protestujący tłum domagał się uwolnienia „znachorki”. Wicekról nie ugiął się pod presją i uciekł się do fortelu – kazał rozpuścić w mieście plotkę, że Tofana zamierzała zatruć miejscowe studnie. Plan się udał i prosty lud szybko zmienił front, domagając się śmierci morderczyni. Niedługo później Tofana została skazana i stracona publicznie. Razem z nią na szafot trafiło kilka klientek, które zatruły mężów za pomocą „acqua Tofana”. Wiele innych uciekło do Francji. Na ile historia o zabójstwach Tofany jest prawdą, trudno orzec. Pamiętajmy, że była to epoka wyjątkowo nieprzychylna kobietom, w całej Europie na stosach palono wówczas czarownice, znachorki, akuszerki. Nie sposób dać wiary zeznaniom wymuszonych torturami. Tofany jednak bronił Kościół, więc nie o czarowanie tutaj chodziło. Być może była tylko ofiarą powszechnych wówczas zwłaszcza we Włoszech i Francji lęków przed otruciem, być może zaś rzeczywiście miała na sumieniu wielu otrutych mężczyzn? Faktem jest, że Tofana i jej trucizna, acqua tofana, zapadły głęboko w zbiorową pamięć: wspomina o niej między inni Alexander Dumas w “Hrabim Monte Christo” oraz Michaił Bułhakow w “Mistrzu i Małgorzacie”. Śmiertelny lęk przed acqua tofana żywił podobno Wolfgang Amadeusz Mozart. W każdym razie na Campo de’ Fiori w Rzymie skończyła się historia włoskiej seryjnej morderczyni, Giulii Tofany. Przyznajcie, że jesli chodzi o ilość ofiar, to jeśli jej zeznania są prawdziwe, doprawdy trudno ją przebić…
Bardzo ciekawy materiał na temat tej tajemniczej kobiety można posłuchać również na kanale „Zaburzenia Fikcji” do którego link znajduje się poniżej…
Opracował: Jan Kryński