Czy zastanawialiście się kiedyś nad tym czy w czasach okupacji niemieckiej na terenie naszego kraju, miały miejsce okrutne zbrodnie? Oczywiście poza tymi, jakie zgotował nam okupant. Sprawa, na którą trafiłem, nawet jak na tamte czasy jest szokująca. Miejscem, w jakie was, drodzy czytelnicy, zabiorę, jest Kraków w latach 1942- 1943. To właśnie w tym miejscu doszło do zaginięć młodych polskich kobiet.
Jak zapewne wiemy, Kraków pełnił funkcję stolicy Generalnego Gubernatorstwa, stacjonował tam nie tylko silny garnizon wojskowy, lecz także liczne formacje policyjne. Wbrew pozorom nie były to zaginięcia związane z działaniami niemieckiej policji czy gestapo. Nie były to także działania związane z konspiracją i wyrokami państwa podziemnego. Nikt również nie podejrzewał działań seryjnego mordercy…
W 1942 roku do Krakowa przybył Franz Tham, i to właśnie on będzie stał za zaginięciami, lecz nie nie tylko. Był członkiem NSDAP i zarządcą garażu mieszczącego się przy ulicy Zwierzynieckiej, miał więc swobodny dostęp do samochodów co w tamtych latach było niemalże niemożliwe dla zwykłych mieszkańców Krakowa. Mieszkał przy ulicy Kieleckiej 8, lecz miał też mieszkanie przy ulicy Floriańskiej 32, budynek będący świadkiem tych zbrodni (ul. Kielecka 8) prawdopodobnie istnieje po dziś dzień. Wracając jednak do głównego tematu, to co za chwilę przeczytacie, będzie dla wielu bardzo szokujące, podobnie jak metody działania jednego z najgorszych kanibali, o jakim słyszałem. W 1943 roku chodziły pogłoski i plotki jakoby na jednym z największych targowisk ówczesnego Krakowa – Tandecie, jest sprzedawane ludzkie mięso. Podobno parać się tym procederem, mieli Niemcy mieszkający w tzw. „Osiedlu Oficerskim”. Z czasem plotka ta mało kogo już interesowała, prawdopodobnie dlatego, że kobiety przestały znikać w tajemniczych okolicznościach.
Franz Tham zwany również „Rzeźnikiem z Krakowa”, zamieszkiwał razem z polską prostytutką Anną Motak, która jak się okazało pomagała mu w dokonywaniu zbrodni. W swoich mieszkaniach urządzał imprezy, raczył alkoholem zarówno Niemców, jak i Polaków. Wobec Polaków starał się być uprzejmy, co dawało mu swego rodzaju otoczkę „dobrego” niemca. Policja prawdopodobnie nigdy by nie złapała „Rzeźnika” i jego wspólniczki, gdyby nie pewne zeznania…
Janina Latosińska była znajomą Anny Motak, dostawała na sprzedaż od niej różne towary, takie jak nowe pończochy czy chustki. Anna Motak po suto zakrapianej imprezie, przyznała się nawet przyjaciółce, że Franz jest okrutnym zbrodniarzem, który morduje kobiety, które ona przyprowadzała do domu. Janina Latosińska początkowo nie wierzyła przyjaciółce, uważała zapewne, że jest to tylko wymysł jej wyobraźni, bo kto normalny mieszkałby tak spokojnie pod jednym dachem z mordercą. Sytuacja ta zmieniła się w momencie, kiedy pewnego wieczoru siedząc z koleżanką, poczuła chłód…
„Chłodno jest, rozpalę w piecu” – powiedziała Janina do Anny Motak, i nim ta zdążyła zareagować, otworzyła palenisko pieca. Trwało to tylko chwilę, gdyż kochanka potwora, rzuciła się w stronę pieca i zamknęła drzwiczki pieca. Janinie to jednak wystarczyłoby zauważyć, co znajdowało się w palenisku, a to, co zobaczyła, musiało zmrozić jej krew w żyłach…
Nagle zdała sobie sprawę, że to, co po pijaku mówiła jej przyjaciółka, musiało być prawdą. Tym, co dostrzegła w palenisku, była nadpalona głowa kobiety…
Nie dając nic po sobie poznać, szybko pożegnała się z koleżanką i wyszła z mieszkania. Roztrzęsiona kobieta przybiegła do sklepu swoich przyjaciół. Spotkała tam Klemensa Bogdanowicza. Płacząc, opowiedziała im upiorną historię. Odkrycie Janiny szybko skojarzono z pogłoskami o zabójcy- kanibalu. Latosińska i Bogdanowicz postanowili powiedzieć o wszystkim niemieckiej policji. W 1945 roku „Dziennik Polski”, opisując sprawę kanibala i jego towarzyszki pisał: „W roku 1943 nie było to bagatelą oskarżyć do niemieckiej policji Niemca o masowe morderstwa i ludożerstwo”. Policjanci początkowo nie mogła uwierzyć w to, co usłyszeli, na szczęście nie zbagatelizowali sprawy i postanowili sprawdzić, czy to, co mówiła Janina i jej znajomy, jest prawdą.
W domu Franza Thama, przy ulicy Kieleckiej 8, śledczy znaleźli liczne szczątki ludzkie. W krakowskim Zakładzie Medycyny Sądowej do dziś znajduje się siekiera używana przez Franza oraz próbki popiołu wygarniętego z jego pieca. Pojemnik podpisany jest jako: „Przypadek nekrofilii i nekrofagii”. Popiół posiadał dużą zawartość fosforu, co świadczyło, że były palone kości.
Podczas rozprawy, która zakończyła się 2 sierpnia 1943 roku, Franz Tham przyznał się do morderstwa 32 kobiet. Razem z „Rzeźnikiem” na karę śmierci została skazana również jego kochanka Anna Motak, która miała swój udział w tych morderstwach. Podczas procesu Franz ze szczegółami opowiadał o sposobie, w jaki mordował i co później działo się ze zwłokami. Jak twierdził, swoje ofiary zwabiał do mieszkania przy ulicy Kieleckiej, zarzucał im pętlę na szyję i dusił. Dopuszczał się także gwałtów, obcinał piersi swoich ofiar, pił ich krew, lub ściągał odpowiednim przyrządem. Zwłoki rąbał i sprzedawał jako mięso, a nawet, mieszając z mięsem bydlęcym, przerabiał na wędliny i wysyłał do III Rzeszy. Przetapiał także tłuszcz ludzki na smalec, który jadł następnie z chlebem, albo używał jako kremu do twarzy. Resztki zwłok (najczęściej były to głowy ofiar) spalał w piecu, tym samym, do którego niechcący zajrzała Janina Latosińska. To, czego nie udało mu się spalić, korzystając z tego, że zarządzał garażem, wywoził w lasy sudeckie, gdzie je zakopywał. Za zrabowane ofiarom pieniądze i rzeczy kupował towary w górskich wioskach, by sprzedać je następnie w Krakowie.
Gdy los „Rzeźnika z Krakowa” był przypieczętowany, jedyne, o co poprosił sąd, to by został powieszony nie rozstrzelany, gdyż jak sam mówił: „chciał sprawdzić, jaka to przyjemność.” Sąd się do tego wniosku nie przychylił i zbrodniarze zostali straceni na dziedzińcu więzienia św. Michała.
Jako ciekawostkę dotycząca tych okrutnych zbrodni, jest postać dr. Becka, który przeprowadził sekcję zwłok pary morderców po egzekucji. Dr Beck był medykiem sądowym i zanim został przysłany do Krakowa, to pracował we Wrocławiu w niemieckim Zakładzie Medycyny Sądowej. W 1927 roku była tam badana sprawa Karla Denke, seryjnego zabójcy z Ziębic, który nie tylko rozkawałkowywał zwłoki swoich ofiar, ale robił z nich wyroby, wekował i sprzedawał.
Opracował: Jan Kryński
Źródła:
https://news.krakow.pl/smakosz
https://opinie.wp.pl/niemiecki-rzeznik-mordowal-w-krakowie-mlode-polki-i-sprzedawal-ich-mieso-6126020401043073a?fbclid=IwAR2Uo2xKWx8UFWsLC-Whc63rrt7W7kr8qmL5YjcWlEpzJJZszmMqA0tT1AI