John F. Kennedy
Wachlarz zbrodni
22 listopada 1963 rok, Dallas w stanie Teksas. To właśnie w to miejsce przeniesiemy się podczas dzisiejszego odcinka. Zapewne wszyscy słuchacze wiedzą, o jaką sprawę chodzi. John F. Kennedy, 35 prezydent Stanów Zjednoczonych tego feralnego dnia podczas przejazdu kolumny został zastrzelony z okna składnicy książek, ale czy na pewno?
Kim był JFK
John Fitzgerald Kennedy urodził się w 1917 roku w Brooklynie, w dobrze sytuowanej rodzinie o irlandzkich korzeniach. Miał ośmioro rodzeństwa. Chodził do najlepszych szkół prywatnych, a później uczył się w London School of Economics oraz na Harvardzie.
Studia ukończył w 1940 roku. W 1941 roku wstąpił do marynarki wojennej i wyruszył walczyć na froncie II wojny światowej (pływał kutrami torpedowymi na Pacyfiku). W 1943 roku wrócił do Ameryki, a dwa lata później został zdemobilizowany. W roku 1946 rozpoczął karierę polityczną.
W 1952 roku został po raz pierwszy senatorem. Osiem lat później wystartował w wyborach prezydenckich, które wygrał. Dwa lata po objęciu urzędu podpisał ustawę zakazującą dyskryminacji rasowej.
Za jego prezydentury miała miejsce nieudana inwazja w Zatoce Świń. Oskarżano go o zaburzanie równowagi na Bliskim Wschodzie, po tym jak sprzedał Izraelowi rakiety i zdecydował o przeszkoleniu jego żołnierzy. W czasie kryzysu kubańskiego 1962 roku sprzeciwił się inwazji na Kubę i użyciu broni jądrowej, tym samym wygrywając w wojnie nerwów z Nikitą Chruszczowem. Chcąc zapewnić sobie reelekcję w 1964 roku, zaczął podróż przedwyborczą po Ameryce, podczas której został zabity przez zamachowca.
Przed zamachem
Powitanie na lotnisku było bardzo przyjazne, co zaskoczyło wszystkich, gdyż w Dallas John F. Kennedy nie cieszył się dużym poparciem. Razem z gubernatorem Teksasu Johnem Connallym i jego żoną Nellie para prezydencka wsiadła do otwartej limuzyny i ruszyła przez centrum Dallas, pozdrawiając wiwatujące tłumy. Kiedy o 12.30 kolumna samochodów wjeżdżała na Dealey Plaza, pani Connally zwróciła się do Kennedy’ego: „Panie prezydencie, nie może pan powiedzieć, że Dallas pana nie kocha”. Podczas przejazdu Kennedy`ego pogwałcono podstawowe zasady bezpieczeństwa. Między innymi nie było z przodu dwóch samochodów ochrony, które stanowiły podstawową barierę w razie niebezpieczeństwa. W samochodach znajdowała się broń, apteczka, zapas krwi, jaką miał prezydent czy narzędzia niezbędne w razi zablokowania drzwi wskutek wybuchu czy wypadku. Ponadto złamano także wiele innych zasad bezpieczeństwa, jak: podróż w otwartym samochodzie, zbyt mała prędkość poruszającego się po Dallas samochodu czy zbyt oddalona od wozu prezydenckiego eskorta. Bez wątpienia pozostaje to, że te z pozoru błahe błędy miały wpływ na powodzenie zamachowca.
Zamach
Około godziny 12.30 limuzyna prezydencka jechała wzdłuż Ross Avenue, kiedy po minięciu wysokiego budynku składnicy książek nagle rozegrały się dramatyczne wydarzenia. Kennedy gwałtownie chwycił się za szyję, krzycząc, że został trafiony. Po chwili nastąpiła wstrząsająca chwila. Kolejny pocisk roztrzaskał Kennedy`mu głowę. Część jego czaszki została oderwana od głowy. ”Boże, trafili mojego męża! Mam jego mózg w swoich dłoniach!” – krzyknęła przerażona Jacqueline Kennedy. Jak się okazało był to strzał śmiertelny. Już po pierwszym strzale błąd popełnił kierowca limuzyny zwalniając, zamiast zwiększyć prędkość i próbować uciec z miejsca zamachu. To niewątpliwie umożliwiło zamachowcom na oddanie celnego strzału. Tuż po drugim trafieniu prezydenta Kennedy`ego na tył limuzyny wskoczył ochroniarz prezydenta – Clinton J. Hill próbując zasłonić swym ciałem prezydenta przed kolejnymi pociskami. W tej właśnie chwili kierowca orientując się co się dzieje, dodał gazu, zabierając rannego prezydenta do szpitala. Od tej chwili, wszystko co się później stało było jedną wielką, niewyjaśnioną zagadką.
Po zamachu
Kierowca z ciężko rannym prezydentem dotarł do szpitala Parkland, gdzie przez prawie pół godziny lekarze próbowali ratować życie Kennedy`ego. Tuż po godzinie 13.00 prezydent Kennedy zmarł od odniesionych ran. Ciało prezydenta złożono jeszcze w szpitalu do trumny i przetransportowano na lotnisko. Samolot którym przyleciała prezydencka para (Air Force One) był już gotowy do startu. Żona Kennedy`ego – Jacquelin cały czas była przy zwłokach męża, w tej samej garsonce na której widoczne były ślady krwi męża. Trumna została natychmiast przewieziona do Waszyngtonu z nowym prezydentem Lyndonem Johnsonem na pokładzie. Należy również nadmienić, że trumna z ciałem zamordowanego prezydenta nie jest tą którą widziały i pokazały całemu światu media. Najprawdopodobniej ciało zostało przetransportowane z samolotu w drugiej trumnie, pytanie tylko dlaczego? Czyżby miało to na celu zmylenie żądnych sensacji dziennikarzy? Na to pytanie najprawdopodobniej odpowiedzi nigdy już nie poznamy. W tym samym czasie policja aresztowała niejakiego Lee Harveya Oswalda, podejrzanego o zabójstwo. Ten zaprzeczył wszystkim oskarżeniom, mówiąc, że jest tylko kozłem ofiarnym. Nie ukrywał lewicowych poglądów. Na dwa lata wyemigrował do Związku Radzieckiego, skąd wrócił zaledwie przed rokiem – z żoną Mariną. Choć był rozczarowany ZSRR, rozważał emigrację na Kubę. Zastanawiające jest również to że były żołnierz w bardzo łatwy sposób dostał się do Rosji (Kraju wrogiego Stanom Zjednoczonym) a po powrocie nikt nawet go nie przesłuchał, czyżby był agentem wywiadu wojskowego. Nie wiadomo tego do dziś. Pracował w składzie podręczników, gdzie na szóstym piętrze znaleziono karabin i skąd – jak stwierdzono – padły strzały. Zanim jednak doszło do procesu Oswalda, 24 listopada został zastrzelony w budynku policji przez Jacka Ruby’ego, właściciela klubu nocnego, który, jak twierdził, działał sam, bez niczyich inspiracji.
Pogrzeb
Śmierć Kennedy’ego była większym szokiem dla Amerykanów niż zabójstwa prezydentów McKinleya czy Garfielda. Przystojny i młody JFK, z równie atrakcyjną żoną u boku, ucieleśniał nadzieje Ameryki na nową epokę, w której Stany Zjednoczone miały „ruszyć naprzód”. JFK świetnie umiał posługiwać się telewizją, która kreowała go na bohatera wojennego, szczęśliwego ojca rodziny czy energicznego prezydenta. To za jej sprawą w pamięć Amerykanów wryły się głęboko przejmujące obrazy związane z wydarzeniami w Dallas. W telewizorach oglądali pogrzeb zamordowanego JFK i wzruszający gest trzyletniego synka prezydenta, salutującego trumnie ojca. Wdowa wydała polecenie, by jak najwierniej odtworzyć ceremonię pogrzebową Abrahama Lincolna sprzed niemal stu lat: użyto tego samego katafalku, w kondukcie prowadzono konia bez jeźdźca, nawet kwiaty pochodziły z tej części ogrodu Białego Domu, którą założono, żeby upamiętnić Lincolna. Amerykanie na wyścigi zaczęli się doszukiwać podobieństw i „zbiegów okoliczności” łączących obu zamordowanych prezydentów: nazwiska obu miały siedem liter, obu zastrzelono w piątek, obu zastąpili wiceprezydenci nazwiskiem Johnson itd.
Komisja Warrena i śledztwo
29 listopada 1963 roku rozpoczęło się śledztwo, które wciąż wywołuje burzliwe reakcje i komentarze, zwłaszcza wśród miłośników teorii spiskowych, i to, że echa strzałów oddanych do JFK przebrzmiały już dziesiątki lat temu, nic w tej materii nie zmienia. Trwające dziesięć miesięcy dochodzenie przeprowadziła specjalnie utworzona Prezydencka Komisja do spraw Zabójstwa Prezydenta Kennedy’ego, znana też pod mniej oficjalną nazwą komisji Warrena, a to od nazwiska jej przewodniczącego, prezesa Sądu Najwyższego Earla Warrena. Należy zaznaczyć, że śledztwo to wzbudza kontrowersje, podobnie jak sam Raport komisji Warrena. Według tegoż raportu jedynym zabójcą prezydenta jest Lee Harvey Oswald. Komisja przesłuchała 550 świadków i przeanalizowała dziesiątki tysięcy dokumentów, które wraz z niepublikowanymi materiałami przekazała w 848 pudłach do Archiwum Narodowego Stanów Zjednoczonych w Waszyngtonie, gdzie pozostaną w zamknięciu do 2029 r. Zawierają one m.in. stenogramy rozmów szefów mafii, potajemnie nagrywanych pół roku przed zabójstwem prezydenta. Wynikiem dziesięciomiesięcznej pracy komisji był liczący prawie 900 stron raport o okolicznościach zabójstwa Kennedy’go. Okazało się, że podczas śledztwa dopuszczono się wielu nieprawidłowości. Nie wiadomo jak to się stało, że rana w trakcie prac komisji „przemieściła” się o kilkanaście centymetrów w górę i zmieniła kąt toru w ciele z 45 do około 20 stopni. Według tej samej komisji: „W kierunku prezydenta Johna F. Kennedy’ego wystrzelono – z budynku składnicy podręczników szkolnych – trzy kule. Pierwsza chybiła, druga trafiła w szyję prezydenta, przebiła ją i uderzyła w ciało jadącego na prawym przednim fotelu auta – przed Kennedym – gubernatora Teksasu Johna Connally’ego. Trzecia rozerwała czaszkę prezydenta USA”.
Komu zależało na śmierci JFK
Tym który najbardziej skorzystał na śmierci prezydenta był jego zastępca, wiceprezydent Lyndon B. Johnson. Ale czy byłby w stanie posunąć się do zamachu? Praca wiceprezydenta nie jest porywająca: jego główne zadanie to godne reprezentowanie
kraju i oczekiwanie na ewentualną śmierć urzędującego prezydenta, by płynnie zająć jego miejsce i sterować rządem do wyborów. Sam z siebie nie ma ani władzy, ani wpływów. Prezydent nie przepadał za swym zastępcą, podobnie jak jego zastępca za prezydentem. JFK powiedział nawet do swej żony: „Wyobrażasz sobie, co by było, gdyby Lyndon został prezydentem?” Odpowiedzi nie znamy ale z całą pewnością wiemy, że JFK nie ufał swemu zastępcy, a jego brat, prokurator generalny Robert Kennedy, szczerze go nienawidził. Wiceprezydent został skutecznie odcięty nie tylko od wpływów w Kongresie, ale i od własnych wyborców w Teksasie. Kiedy pojawiły się plotki, jakoby w następnych wyborach Kennedy planował wybrać innego kandydata na wiceprezydenta, Johnson mógł przeczuwać koniec swej politycznej kariery. Zaczął działać, wykorzystując resztki swoich wpływów. Nie przypadkiem – jak głoszą niektóre teorie – do zamachu doszło właśnie w Teksasie. Niecały miesiąc przed zamachem prezydent jednoznacznie uciął plotki i potwierdził, że chce razem z Johnsonem ubiegać się o drugą kadencję. LBJ – jak nazywano polityka – był może zgorzkniały, ale nie był zabójcą.
Lista wrogów ówczesnego prezydenta jest jednak dłuższa. Następnym kandydatem jest CIA. Po nieudanej inwazji w Zatoce Świń relacje między prezydentem a Centralną Agencją Wywiadowczą znalazły się na granicy otwartej wrogości. W ramach „Operacji Pluto” grupa doskonale wyszkolonych w USA Kubańczyków miała wylądować na Kubie i poprowadzić kontrrewolucję przeciw Fidelowi Castro, w efekcie ponownie instalując na wyspie sprzyjający Waszyngtonowi rząd. Plan prosty, ale wymagający spełnienia mnóstwa warunków. Kennedy swoją działalnością bardziej przeszkadzał, niż pomagał organizatorom akcji. Przynajmniej według CIA. Po sromotnej porażce Kennedy był wściekły, całą winą obarczył „mądrali” z CIA i wojska. Następnie zrobił coś, co dla „twardogłowych” oficerów i szpiegów było nie do pomyślenia: podczas konferencji prasowej przyznał, że rząd USA stał za inwazją i wziął na siebie winę. Oczywiście tylko symbolicznie, gdyż to szef CIA Allan Dulles stracił stanowisko, a poparcie dla JFK wzrosło pomimo porażki. Tak więc CIA miało zarówno motyw jak i sposobność by dokonać takiego zamachu. Prawda wydaje się jednak inna: śmierć prezydenta niewiele by amerykańskim wywiadowcom dała, za to mogłaby pokrzyżować wiele planów. Problem w tym, że dość pragmatyczna decyzja ze strony CIA o niekontynuowaniu śledztwa wzmogła nieufność obywateli i popularność teorii spiskowych.
Kolejną osobą jest także J. Edgar Hoover, dyrektor Federalnego Biura Śledczego, który słynął z nieufności wobec prezydentów. Pod rządami Hoovera FBI pozyskiwało informacje na temat każdego podejrzanego o członkostwo w „radykalnej” organizacji, czy to komunisty, czy walczącego o równouprawnienie. Z lubością zbierał „haki” na osoby sławne i wpływowe: od artystów, jak Frank Sinatra czy Marilyn Monroe, przez naukowców, jak Albert Einstein, po polityków. Młodym Johnem F. Kennedym FBI zainteresowało się po raz pierwszy jeszcze w czasie drugiej wojny światowej w trakcie rozpracowywania jego kochanki, podejrzanej o szpiegowanie dla nazistów. Dyrektor FBI od początku gardził Johnem i Robertem Kennedy, tym pierwszym za niemoralny, rozwiązły styl życia, drugim za wsparcie, jakiego udzielał afroamerykańskim aktywistom pokroju doktora Martina Luthera Kinga. Hoover zaczął badać otoczenie prezydenta, w poszukiwaniu kompromitujących materiałów, na wypadek gdyby JFK zamierzał zmniejszyć wpływy FBI. Takie materiały udało mu się zdobyć bardzo szybko. Nie tylko okazało się, że przyjaciel prezydenta piosenkarz Frank Sinatra utrzymuje bliskie kontakty z mafijnymi tuzami, ale też jedna z kochanek JFK – Judith Campbell była kochanką Sama Giancany, następcy Ala Capone. Szef FBI przedstawił teczkę Sinatry Robertowi Kennedy’emu tuż przed zaplanowanym w posesji Sinatry rautem, sugerując, że tylko on, J. Edgar Hoover, może ochronić dobre imię prezydenta. John F. Kennedy wizytę odwołał na godziny przed przybyciem, mówiąc zdumionemu piosenkarzowi, że „nie będzie spał w tym samym łóżku, co jakiś gangster”. Mafijni koledzy Sinatry zyskali kolejny powód do nienawiści do prezydenta. Widząc wpływy Hoovera, bracia Kennedy rzekomo postanowili się zemścić i zmusić pierwszego dyrektora FBI do odejścia na emeryturę. Próba szantażu „teczkami” na prezydenta, wydawało się, nie zadziałała. Kiedy więc Hoover otrzymał informacje o planowanym przez mafię zamachu na prezydenta, miał rzekomo zrobić wszystko, by wykonanie owego planu ułatwić, a prawdę zataić. Starał się usilnie forsować teorię jakoby Lee H. Oswald działał zupełnie sam. Nie robił tego jednak, by ukryć swoją winę, lecz niekompetencję. Oswald jako komunista był na celowniku FBI, jednak nieskutecznie. Dyrektor FBI robił więc wszystko, by nie sprawić wrażenia, że to niekompetencja Biura pozwoliła na przeprowadzenie zamachu. „Pierwszą myślą Hoovera – miał potem powiedzieć jeden z jego zastępców – było chronienie własnej głowy”.
Także mafia była podejrzana o udział w zamachu. Przedstawiciele mafii ponoć wspierali pierwsze próby wejścia młodego Johna F. Kennedy’ego do polityki oraz zbierali głosy podczas wyborów w 1960 roku. W zamian gangsterzy liczyli na przymykanie oka na nielegalną działalność. Niestety, prezydent Kennedy rozpoczął wojnę z przestępczością zorganizowaną, mianując swojego brata Roberta na stanowisko prokuratora generalnego. W przeciwieństwie do niestroniącego od naginania reguł Johna, Bobby Kennedy dysponował niezłomnym kręgosłupem moralnym i nie tolerował układów z przestępcami. Wściekli gangsterzy wielokrotnie mieli na spotkaniach sugerować, że ktoś w końcu „sprzątnie” braci Kennedych. Być może więc mafia postanowiła pozbyć się kłopotliwego polityka, zatrudniając niedobitki kubańskich imigrantów, cudem ocalone z plaż w Zatoce Świń. Oswald faktycznie byłby w takim układzie kozłem ofiarnym, którego kilka dni po zamachu zabił lokalny gangster Jack Ruby.
Podejrzenia padają również na Związek Radziecki lub Kubę, lecz z perspektywy czasu można wyeliminować ten trop. Śmierć prezydenta Kennedy’ego kończy pewien rozdział zarówno w stosunkach amerykańsko-radzieckich, jak i amerykańsko-kubańskich. Następca JFK, Lyndon Baines Johnson, doprowadzając do eskalacji konfliktu w Wietnamie, nie zamierzał kontynuować polityki swojego poprzednika, przyczyniając się do pogorszenia stosunków tak z Kubą, jak i z ZSRR.
Teoria o dwóch strzelcach
Jest to jedna z popularniejszych teorii, a jednocześnie najbardziej prawdopodobna biorąc pod uwagę błędy jakie zostały popełnione. Ekspertyzy, świadczące, iż tylko jeden zamachowiec strzelał do prezydenta, są całkowicie błędne. Zgodnie z teorią Komisji Warenna w zamachu na Kennedy`ego wziął udział tylko i wyłącznie Lee Harvey Oswald, który oddał trzy strzały ze składnicy książek w ciągu ok. 6 sekund, raniąc śmiertelnie prezydenta. Ustalenia komisji dotyczące lotu pocisku były wręcz nieprawdopodobne. Pocisk miał zadać kilka ran zarówno prezydentowi, jak i gubernatorowi, odbijając się jak „piłka”. Komisja nigdy nie przesłuchała wielu świadków, którzy zeznawali, że widzieli dym zza płotu okalającego drogę. Ponadto jeden ze świadków zeznał, że stojąc ok. 800 metrów od przejeżdżającego samochodu prezydenta został trafiony rykoszetem. Po przesłuchaniu mężczyzna ten nigdy nie został wezwany przez Komisję Warrena. Policja także odnalazła na noszach, na których transportowa gubernatora do szpitala, pocisk bez żadnych odkształceń, jakie musiałyby powstać, gdyby, jak twierdziła Komisja Warrena odbijał się od metalu w drzwiach limuzyny, zadając tym samym rany gubernatorowi. Jim Garrison obalił tezy Komisji Warenna dotyczące samotnego mordercy i trzech pocisków. Dzięki amatorskiemu filmowi dokumentującemu zamach na Kennedy`ego autorstwa Abrahama Zaprudera, dokładnie widać na nim, że prezydent został trafiony najpierw w szyję, potem w plecy, a następnie z boku w głowę, doznając śmiertelnych obrażeń. To dowodzi, że było więcej niż trzy stały, a więc dwóch strzelców. Poza tym należy też wspomnieć o fakcie, że pierwszy strzał który dosięgnął 35 prezydenta Stanów Zjednoczonych miał, według dr Malcolma Perrego, paść z przodu nie z tyłu. Czy doświadczony chirurg mógł pomylić ranę wlotową z wylotową? To jest absolutnie niemożliwe, gdyż miejsce, w którym pocisk wchodzi w ciało, wygląda całkowicie inaczej niż miejsce, w którym wychodzi. Analiza pozycji, w jakich siedzieli Kennedy oraz gubernator Connally, ran wlotowych i wylotowych w ciałach mężczyzn oraz przypuszczalnego kąta strzału Oswalda, wykazała, że kule z jego karabinu musiałyby mieć właściwości magiczne, by trafić w oba cele.
„Zakładając, że był tylko jeden strzelec, pierwsza kula wystrzelona do Kennedy’ego musiała być zaczarowana. Nadleciała z tyłu i pod kątem 45 stopni z góry przeszyła szyję prezydenta, skręciła w prawo, w lewo, przebiła tułów gubernatora Connally’ego, a po kolejnym skręcie utkwiła w jego udzie. Jest to jedyny udokumentowany przypadek, w którym jedna kula spowodowała aż 7 ran w różnych miejscach” – napisał ironicznie w oświadczeniu jeden ze śledczych. Bardzo tajemniczą i mogącą pomóc w śledztwie sprawą jest również to, że po sekcji mózg prezydenta zniknął. Podejrzenia padają na Roberta Kennedego, który chciał w ten sposób ukryć fakt, że JFK mógł cierpieć na jakąś chorobę. Przed zamachem często skarżył się bowiem na ból głowy i zażywał silne leki przeciwbólowe.
Teoria o ujawnieniu prawdy o UFO
Niewidzialne dla radarów obiekty, często o nietypowych kształtach, przedostawały się w radziecką przestrzeń powietrzną. Liczni postronni świadkowie startów maszyn nie potrafili wytłumaczyć zjawisk zachodzących na niebie, zaczęto zatem mówić o nich jako o niezidentyfikowanych obiektach latających. Tak zaczęła się rodzić legenda UFO. Tak naprawdę były to samoloty szpiegowskie, które CIA wysyłało na tereny ZSRR w celu zbierania informacji. Prezydent mógł nie wiedzieć o tych operacjach, lecz z całą pewnością był świadom sytuacji jaka panowała na linii USA – ZSRR. W listopadzie 1963 r. świat znajdował się na krawędzi wojny. Wystarczyła iskra, by rozpętać międzynarodowy konflikt zbrojny, a właściwie wojnę atomową, która dla ludzkości mogłaby zakończyć się tragicznie. Do wybuchu konfliktu wystarczyłby tylko odpowiedni pretekst.
W najbardziej napiętym okresie zimnej wojny – właśnie w 1963 r. – liczba zaobserwowanych nad Związkiem Radzieckim UFO potroiła się w porównaniu z latami wcześniejszymi. JFK podejrzewał, co się dzieje, dlatego 12 listopada 1963 r. wystosował list do CIA, w którym zażądał wydania pełnych akt UFO ze Strefy 51. Według niego, prawda musiała zostać ujawniona, a szpiegowskie techniki zaprzestane. Być może zamach na JFK nigdy nie zostałby powiązany z opatrzonym datą 12 listopada 1963 r. listem prezydenta z żądaniem o ujawnieniu wszystkich faktów o UFO, gdyby nie William Lester. Podczas prac nad publikacją „Celebration of Freedom: JFK and the New Frontier”, powołując się na ustawę o wolności informacji, pisarz wymusił na CIA ujawnienie bardzo ciekawych dokumentów. Wynikało z nich jednoznacznie, że jedną z potencjalnych przyczyn zabójstwa na Lancera (kryptonim JFK nadany przez CIA) była chęć ukrycia przed nim prawdy na temat UFO. A ta była doprawdy niewygodna.
„Jedna z obaw Kennedy’ego dotyczyła tego, że wiele obserwacji UFO odnotowano na terytorium ZSRR. Prezydent obawiał się, że Sowieci dokonają błędnej interpretacji i uznają niezidentyfikowane obiekty latające za przejaw amerykańskiej agresji” – wyjawił Lester.
Podsumowując, 57 lat po śmierci na 35 prezydenta USA, nadal nie mamy pewności kto i dlaczego pozbawił życia JFK. Niektóre z dokumentów ze względu na „bezpieczeństwo narodowe” są dalej utajnione. Niemniej jest to jedno z najbardziej tajemniczych zabójstw w historii Stanów Zjednoczonych.
Opracował: Jan Kryński
Źródła:
https://nt.interia.pl/technauka/news-zabili-jfk-bo-chcial-ujawnic-prawde-o-ufo,nId,7734http://mojhistorycznyblog.pl/tajemnica-dallas-ndash-zamach-ktory-wstrzasnal-ameryka-i-zmienil-bieg-historii36
Stosunki USA-ZSRR-Kuba po kryzysie rakietowym do końca 1963 roku
https://www.focus.pl/artykul/dlaczego-zginal-prezydent-kennedy?page=4
https://docer.pl/doc/s15s1
https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/historia/1561671,1,spiskowe-teorie-zamachu-na-jfk.read
https://histmag.org/Kto-zabil-JFK-18262