Od jakiegoś czasu w moim mieście chodziła pogłoska jak o by ktoś miał rozrzucać zatrutą kiełbasę.
Codziennie spacerowałam ze swoim psem w pobliskim parku i na szczęście na nic nie trafiłam. Przestałam go jednak spuszczać ze smyczy. Śmierci psów było coraz więcej, policja nie reagowała. Psy zaczęły umierać również te w schroniskowych kojcach. Ludzie bali się wychodzić ze swoimi psami z domu. Moją uwagę przykuł raz starszy meżczyzna z psem. Jako iż mój pies uwielbia inne psy zaczął się bawić z psem tego pana. Odciągnęłam go i grzecznie zapytałam czy nasze pieski mogą się razem pobawić, bo zauważyłam że jego pies jest zadowolony ze spotkania. Mężczyzna się zgodził, odpiełam wtedy Hesti ze smyczy.
Pani ją tak puszcza? Luzem? W tych czasach?
Dopiero do mnie dotarło co zrobiłam.
HESTI!!! – Krzyknełam a ona pojawiła się w mgnieniu oka przy moich nogach. – Nic Ci nie jest!
My już pójdziemy, proszę uważać następnym razem.
Po tym incydencie w parku przestałam wychodzić z nią całkowicie. Załatwiała się na maty, tak było bezpieczniej. Policja w końcu wzięła się do roboty! Każdy kto coś wiedział miał niezwłocznie powiadomić o tym policję. Ostatnio w mięsnym mięso dziwnie potaniało. Powiadomiłam o tym policję, spisali zeznania. Przy okazji powiedzieli że nie tylko ja to zgłosiłam.
Dwa dni później byłam świadkiem wynoszenia zdechłych psów z zaplecza sklepu.
Po dwóch tygodniach sklep został zamknięty – pobliski weterynarz też.
Autor: Nikola Korzeniewska