Pętla przemocy siostry Bernadetty
„Mieszkałem w jednym pokoju z dwoma chłopakami starszymi ode mnie. Przeżyłem koszmar. Mam kontakt z wieloma kolegami z ośrodka. Nie każdy potrafił sobie poradzić z tą traumą. Wielu z nich to teraz alkoholicy, narkomani i przestępcy. Wielu z nich trafiło do więzienia. Tego bicia, poniżania i przede wszystkim bezradności, strachu, nie da się wymazać z pamięci”.
Słowa te ze łzami w oczach wypowiedział jeden z wychowanków Ośrodka Wychowawczego w Zabrzu, prowadzonego przez siostry zakonne.
W Polsce istnieje cała masa Ośrodków Wychowawczych dla dzieci i młodzieży, ale historia jaką dziś przedstawię będzie dotyczyła tylko jednego z nich. Obecnie już nieistniejący Ośrodek Wychowawczy w Zabrzu, prowadzony przez siostry zakonne Boromeuszki, był istną „fabryką zła”.
Przez całe dekady prowadzono go bez jakiejkolwiek kontroli, a to co tam się działo ciężko opowiedzieć bez emocji.
Ośrodek ten był prowadzony przez siostry od lat 70’ i nikt nie spodziewał się po dobrodusznych siostrach tego, co zostało odkryte dopiero w 2007 roku. Jak to więc możliwe, że do 2007 w zabrzańskim ośrodku nie było żadnej państwowej kontroli? Otóż została wykorzystana luka prawna, która zostawia niektórym kościelnym ośrodkom zbyt dużą autonomię. Miejsce to formalnie nie było domem dziecka, tylko instytucją oświatową, pieczę nad nim sprawuje MEN, a nie Ministerstwo Pracy.
Wieczorem 6 lutego 2006 roku Barbara Domaradzka z Rybnika zadzwoniła na policję. Jej syn Mateusz wyszedł poślizgać się na górce zwanej „Depta” i nie wrócił. Rozpoczęto poszukiwania. Policja użyła psów tropiących. Rozesłano komunikaty: 8 lat, 120 cm wzrostu, szczupły, włosy ciemny blond. Sprawdzono wszystkie miejsca, do których chłopiec mógł pójść. Ale nie znaleziono go. Policjanci zaczęli obserwować szkołę, do której chodził. Kręcili się koło niej dwaj młodzi mężczyźni: 22-letni Łukasz i jego kuzyn, 25-letni Tomasz. Śledczy ustalili, że mogą mieć związek z zaginięciem Mateusza. Uczniowie mówili, że mężczyźni pili alkohol, dawali dzieciom słodycze, zachęcali do wspólnej gry w piłkę. Próbowali też dotykać chłopców i sami się przed nimi obnażali. Po zatrzymaniu obu mężczyzn zostały im postawione zarzuty morderstwa. Sprawa – prowadziła ją gliwicka prokurator Joanna Smorczewska – miała charakter poszlakowy, bo nie było świadków zdarzenia, ani ciała. Przeprowadzono więc eksperymenty procesowe. 6 marca 2006 r. policjanci przywożą kukłę odpowiadającą wyglądowi Mateusza. Tomasz opowiada, jak zaprosili chłopca na wspólne ślizganie się. Doszli na górkę. Rozebrali go. „Mieliśmy go tylko zerżnąć. Ale mały zaczął się wyrywać. Krzyczał, że o wszystkim powie mamie” – zdradza Tomasz. Zaczęli go bić. W pewnej chwili chłopiec zemdlał. Mężczyźni przykryli go gałęzią. I poszli do sklepu „Balbina”. Wypili wino i dwa piwa. W Rybniku temperatura tej doby wahała się od – 8 do -22,4 stopni C. Tomasz i Łukasz przed sądem odwołali wcześniejsze zeznania, mimo to w 2008 roku zostali skazani na 25 lat więzienia za zabójstwo. Sąd uznał, że ich wypowiedzi były tak bardzo zbieżne, że nie mogli ich uzgodnić przebywając w osobnych celach. Obszar wskazany przez mężczyzn jako teren pochowania Mateusza jest zbyt rozległy, by można go przekopać. Ciała chłopca do tej pory nie odnaleziono. Jeszcze podczas trwania procesu więzień donosił, że Tomasz przyznał się do zabójstwa, a także do gwałtów na dzieciach w Ośrodku Wychowawczym Sióstr Boromeuszek w Zabrzu, w którym mieszkał do osiemnastego roku życia. Jedynym powodem wysłania listu jest to, że sam mam dziecko, pisał autor.
Można więc śmiało powiedzieć, że gdyby nie ta okrutna i niepotrzebna zbrodnia, ośrodek dalej by działał i krzywdził coraz to nowe dzieci. Prokuratura w Gliwicach postanowiła skonfrontować Tomasza z jego ofiarami, które przebywały w ośrodku prowadzonym przez siostry. Funkcjonariusze z dwudziestoletnim stażem pracy mówili potem, że czuli się w ośrodku nieswojo. Po kątach snuły się szare dzieci, wyglądały jak mali dorośli. W domu brakowało hałasu, radości. W pokojach nie było półek, jedynie łóżka przykryte kapą i taborety. W oknach kraty. Wszystko wspólne, nawet szafa z bielizną. Na pytania policjantów dlaczego dzieci nie mają szczoteczek do zębów w oddzielnych kubkach, siostry powiedziały, że dzieci wiedzą, która jest czyja. Ale skąd wiedzą, skoro wszystkie szczoteczki są niebieskie? Przed pokojem siostry dyrektor czekała na ławeczce trójka dzieci ze spuszczonymi głowami. Policjanci próbują z nimi porozmawiać, ale dzieci są przerażone. Z pokoju wychodzi siostra Bernadetta. Jeden z funkcjonariuszy opowiadał potem: „Tomasz spojrzał na nią i jakby diabła zobaczył. Jego strach był dziwny, bo siostra była spokojna, delikatna. Bardzo blada, szczupła, około 50 lat, roztaczała pewien czar osoby, która wie co robi”. Policjanci oraz prokurator poszli z siostrą do jadalni. Dzieci jadły w ciszy. Tomasz wskazał czworo z nich jako swoje ofiary. Wskazani chłopcy byli bardzo podobni do Mateusza.
Prokuratura Okręgowa w Gliwicach w 2007 roku rozpoczyna kolejną sprawę, tym razem przeciwko dyrektor Ośrodka Sióstr Boromeuszek Agnieszce F., czyli siostrze Bernadetcie oraz wychowawczyni w grupie chłopców Bogumile Ł., czyli siostrze Franciszce. Tomasz opowiedział biegłemu psychologowi, jak w sierocińcu gwałcili go starsi wychowankowie. Nie miał wówczas nawet pięciu lat. Pamiętał, że to „było coś strasznego”. Nie pamiętał, kiedy sam zaczął dotykać innych chłopców. Z zeznań wychowanków ośrodka wynikało, że Tomasz wykorzystywał dzieci przez wiele lat. Miał ksywkę „Pantera”, bo skradał się w nocy do łóżek. Wszyscy wychowankowie o tym wiedzieli i twierdzili, że o zachowaniu Tomasza wiedziały także siostry.
Dzieci w ośrodku wychowawczym Zgromadzenia Sióstr Boromeuszek w Zabrzu przeszły horror! Były systematycznie gwałcone, bite i poniżane, a wszystko za przyzwoleniem dyrektorki – siostry Bernadetty. Sama także biła wychowanków drewnianym wieszakiem, upokarzała ich, wyzywając wulgarnie, zmuszała do biegania boso po śniegu, biła cienkimi linijkami. Nie mogły bawić się zabawkami ani głośno śmiać! W czasie mszy nie można było odwracać głowy. Dzieci były też karane za to, że moczyły się w nocy – musiały kilka godzić wachlować prześcieradło, by wyschło! Najgorsze jednak było przyzwolenie na gwałty… To brutalne i wręcz nieludzkie traktowanie dzieci musiało doprowadzić do tragedii jaka w Rybniku. Oprócz siostry Bernadetty, w ośrodku były także inne zakonnice, lecz i one musiały dostosować się do surowych metod panujących w tym „ośrodku wychowawczym”. Jeśli któraś z wychowawczyń była dla dzieci ciepła, przytulała je lub wykazywała większą troskę, była z ośrodka usuwana. W ośrodku nie było także ani jednego psychologa.
Podczas procesu wychowankowie ze szczegółami opowiadali o tym czego doświadczyli podczas pobytu pod „opieką” siostry: „Koleżanka przybiegła do mnie – zeznawał jeden z wychowanków. – Miała opuchnięte ręce, siniaki, płakała. Okazało się, że siostra przykuła ją do kaloryfera i zostawiła”. Dzieci mówiły, że siostry biły je prawie codziennie, często do krwi. Nazywały „zboczeńcami, małymi gnojkami, debilami, ułomkami”.
„Pamiętam jak dziewczyny zostały przyłapane na paleniu papierosów – mówiła podczas procesu jedna z sióstr. – Siostra Bernadetta mówiła, że są niemoralne, głupie i stoczą się jak rodzice, bo mają to w genach. Wszyscy milczeliśmy. Siostra dyrektor traktowała nas, nie tylko dzieci, z dużym dystansem, oschle. Jej obowiązki powodowały frustrację i agresywne odzwierciedlanie problemów. Zawsze starała się narzucać swoją wolę, nie można się było jej sprzeciwić”.
„Myliśmy się wszyscy razem. W jednej wannie. Ściągałem majtki, wkładałem takie do kąpieli, na chwilę wchodziłem do wanny, a po mnie te same majtki ubierał inny chłopak i wchodził do tej samej wody. Jak się zagapił, to siostry lały lodowatą wodą. Wycierały nas tym samym ręcznikiem, zmieniały dopiero, gdy woda się z niego lała”.
Opinia jaką miała siostra Bernadetta była bardzo dobra i prawie żaden pedagog ze szkoły nie odważył się zeznawać przed sądem na niekorzyść zakonnicy. Jednym z wyjątków jest nauczycielka Zofia Włodarska ze Szkoły Podstawowej nr 8 w Zabrzu, która jako jedyna zareagowała na prośby wychowanka Pawła, aby zabrać go z ośrodka. Groził, że dłużej nie wytrzyma i się zabije, a cytat z początku artykułu jest właśnie jego. Po zgłoszeniu został przeniesiony do innej placówki. „Paweł w ciągu następnych kilku lat bardzo się zmienił. Był zadbany, uważny, dzieci go polubiły. To była największa przemiana, jaką do tej pory widziałam” – mówi nauczycielka. Podczas procesu 22 wychowanków musiało składać zeznania w obecności znienawidzonej przez nich siostry, którą broniło dwóch najlepszych i najdroższych adwokatów. Biegła psycholog wielokrotnie prosiła o usunięcie pytań adwokatów, którzy zadawali je w zbyt skomplikowany sposób lub sugerowali dzieciom, że siostra dyrektor może jeszcze wrócić do ośrodka. Ale dzieci je już słyszały.
„Podczas składania zeznań przed sądem u większości pokrzywdzonych widać było wysoki poziom napięcia i lęku, szczególnie w czasie odczytywania im wcześniejszych zeznań – napisała w opinii psycholog. – Niektórym stan emocjonalny nie pozwolił na dalszy udział w czynności procesowej i po potwierdzeniu złożonych wcześniej zeznań przestali odpowiadać na pytania bądź rozpłakali się”.
Siostra Bernadetta odmówiła składania wyjaśnień i nie przyznała się do winy. Nie skierowano jej na badania psychologiczne, ponieważ nie istniały podejrzenia o niepoczytalności. Jej adwokat nie nawiązywał do żadnych wydarzeń w życiu osobistym, które mogłyby tłumaczyć jej okrucieństwo. W 2010 roku Sąd Rejonowy w Zabrzu uznał siostrę Bernadettę i siostrę Franciszkę za winne przemocy psychicznej i fizycznej wobec wychowanków, oraz podżegania do aktów pedofilskich na czterech nieletnich wychowankach i nakłanianie starszych wychowanków do przemocy fizycznej wobec młodszych chłopców. Siostra Bernadetta została skazana na dwa lata więzienia w zawieszeniu, natomiast siostra Franciszka – która zdaniem sądu była posłuszna i bezwzględnie przyjęła system kar narzucony przez dyrektor – na osiem miesięcy w zawieszeniu. W 2011 roku sąd apelacyjny zaostrzył karę wobec dyrektorki ośrodka. Skazano ją na dwa lata bezwzględnego pozbawienia wolności. Uzasadnienie wyroku zostało utajnione. Siostra Bernadetta z zakonu Boromeuszek w Zabrzu przeprasza wszystkich pokrzywdzonych i prosi o wybaczenie.
„Pełnomocnik w imieniu siostry Bernadetty odczytał oświadczenie, w którym przeprasza ona wszystkich pokrzywdzonych i prosi o wybaczenie. Agnieszka F. cofnęła swój wniosek o zawieszenie kary. Sprawę można uznać za zamkniętą” – mówi Agata Dybek-Zdyń, rzecznik Sądu Okręgowego w Gliwicach.
Decyzją Zarządu Kongregacji Sióstr Boromeuszek w Trzebnicy Specjalny Ośrodek Wychowawczy w Zabrzu został ostatecznie zamknięty dopiero z końcem sierpnia 2015 r.
Opracował: Jan Kryński
Korekta: Aleksandra Jursza
Źródła:
https://dziennikzachodni.pl/siostra-boromeuszka-z-piekla-rodem-mowi-o-bernadetcie-jej-wychowanek-powinna-trafic-do-wiezienia/ar/3428559
https://www.fakt.pl/wydarzenia/polska/siostra-bernadetta-z-zabrza-koszmar-w-zgromadzeniu-siostr-boromeuszek/77v8s7d#slajd-3
https://justynakopinska.pl/instalator/wordpress/?page_id=33
https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/spoleczenstwo/1741918,1,dalsze-losy-podopiecznych-siostry-bernadetty.read
https://dziennikzachodni.pl/siostra-bernadetta-z-boromeuszek-w-zabrzu-przeprasza-i-prosi-o-wybaczenie-idzie-do-wiezienia/ar/3485893
https://www.fakt.pl/wydarzenia/polska/agnieszka-f-zostala-skazana-za-znecanie-sie-nad-wychowankami/5jyb9xb
https://www.newsweek.pl/polska/osrodek-wychowawczy-siostr-boromeuszek-w-zabrzu-zamkniety/j5gwxvn