Przemoc i zmowa w Zakonie Bormeuszek 2

Pamiętacie siostrę Bernadetę? Tak tę właśnie. Agnieszka F, była już dyrektorka Ośrodka Sióstr Boremeuszek. Skazana na dwa lata więzienia. Chuda , mała i pomarszczona. A habit, który nosiła, był czystym parawanem zła, które szerzyła. Krzywdy, które były jej autorstwem są z tych najbardziej piętnowanych. Dzieci, które trafiły pod jej opiekę już i tak były skrzywdzone przez los, odrzucone, osamotnione z życiem złamanym na starcie.

W 2010 roku Sąd Rejonowy w Zabrzu uznał siostrę Bernadetę za winną” przemocy psychicznej i fizycznej wobec wychowanków oraz podżegania do aktów pedofilskich na czterech nieletnich wychowankach i nakłanianie starszych wychowanków do przemocy fizycznej wobec młodszych chłopców” W czasie kiedy Sąd orzekał o winie, zakonnica dobiegała już do sześćdziesiątych urodzin.

Pierwsza instancja orzekła wyrok w zawieszeniu. Dopiero sąd drugiej instancji zaostrzył karę i wysłał ją do więzienia. Przynajmniej w teorii. Latem 2011 roku miała zgłosić się do zakładu karnego we Wrocławiu, ale z uwagi na zły stan zdrowia sąd przez trzy lata odradzał jej karę. W końcu w 2014 roku trafiła do zakładu karnego w Grudziądzu. Obok matki małej Madzi z Sosnowca stała się jedną z najbardziej znienawidzonych osadzonych w kobiecym więzieniu. Kto wie ile z osadzonych kobiet, chętnie by ją rozliczyło z całej przeszłości. One też są matkami, a ich dzieci często trafiają przez ich błędy do takich placówek. Te kobiety na pewno nie raz myślały o tym, jaki los mógł spotkać ich dzieci w takich miejscach. Bernadeta w więzieniu nie miała lekkiego życia. Nikt z nią nie rozmawiał, nie jadał z nią posiłków, nawet nie stawał obok niej. Zwracały się do niej ” szmaciura”, „szmata w habicie”. Czując, te wszystkie nienawistne spojrzenia przemykała korytarzami niemal przyklejona do ściany jak mysz szukająca dziury, do której mogłaby się schować. Patrzyła tylko w podłogę, unikała jakiegokolwiek kontaktu z osadzonymi. Nawet w więzieniu ktoś by powiedział, że przecież nie ma tam świętych kobiet, była skazana na potępienie i uznana za trędowatą. Kiedy trafiła do zakładu karnego, była pulchna . Już po kilku miesiącach wyschła na wiór. Księża bardzo o nią dbali, regularnie przyjeżdżali do niej na widzenia. Wpłacali jej pieniądze na więzienne konto, aby miała na zakupy w kantynie więziennej. Stać ją było i na słodycze i papierosy.

Próbowała na początku kupić sobie łaskę współosadzonych. W więzieniu pisała prośby do administracji, aby pozwolono jej nosić habit. Liczyła być może na to, że strój wymusi odrobinę szacunku. Ale dyrektor zakładu karnego odpisał, że więzienie to nie klasztor i ma się ubierać jak inne osadzone. Kiedy już do niej dotarło, że musi odkupić swoje grzechy, stała się prawie niewidzialna. Schodzenie z oczu więźniarkom stało się jej sposobem na przetrwanie. Nawet oddziałowe nie wykazywały nadmiernej gorliwości w uciszeniu kobiet kiedy rzucały stekami wyzwisk w zakonnicę. Nawet one okazywały jej to, że trafiła tam, gdzie powinna. Kiedy prosiła o cokolwiek, wołając oddziałowe, przychodziły często po dłuższym czasie. Wyrok, który dostała poprzez wykluczenie jakiemu została poddana, psychicznie spokojnie można pomnożyć razy dwa . Nie znane są mi jej dalsze losy. Zadziałał mechanizm społecznego wykluczenia na, który przynajmniej moim zdaniem bezwzględnie zasłużyła.

Źródło: „Skazane na potępienie” , Ewa Ornacka wydawnictwo Rebis 2018

Opracowała: Renata Waligórska

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments