Oskarek w chwili śmierci miał tylko 6 lat i ważył zaledwie 6 kg…
– To były tylko kości i skóra – mówi osoba, która widziała wtedy Oskarka.
Zmarł śmiercią głodową…
– Stan, w którym dziecko do nas trafiło to nie jest kwestia dni, a bardziej tygodni czy miesięcy – mówił wówczas Rafał Kołsut, ordynator oddziału dziecięcego Szpitala na Wyspie w Żarach.
Oskarek urodził się z dziecięcym porażeniem mózgowym, zmagał się z atakami epilepsji i ze zwiotczeniem mięśni. Miał problemy z jedzeniem. Matka chłopca, Urszula K. (27 lat), przyszła do szpitala w lutym 2013 roku. Dziecko już wtedy było w stanie agonalnym – przestało oddychać. Lekarze nie mogli już nic zrobić. Nawet ulżyć w jego cierpieniu.
Kobieta zdecydowała się zawieźć syna do szpitala, gdy ten przestał wyć z bólu. Nogi chłopca były powykręcane przez atak padaczki w nietypowy sposób. Personel od razu zauważył, że stan zdrowia dziecka był fatalny. Lekarze, biorąc pod uwagę nawet bardzo szeroki margines, że dziecko z takimi wadami wolniej się rozwija, uznali, że doszło do skrajnego zaniedbania, które było powodem śmierci chłopca. Szpital zawiadomił policję i wkrótce prokuratura zajęła się tą sprawą.
– Biegli odpowiedzieli na osiem pytań postawionych przez prokuratorów. Głównym pytaniem było, czy był związek przyczynowy między stanem dziecka, czyli niedożywieniem, a działaniami ze strony lekarza rodzinnego i zachowaniem matki. Biegli w sposób jednoznaczny stwierdzili, że zaistniał tu taki związek – mówił Zbigniew Fąfera z Prokuratury Okręgowej w Zielonej Górze w swoim wystąpieniu z czerwca 2014 roku.
W czasie śledztwa wyszło na jaw, że Urszula K. nie chodziła z Oskarkiem regularnie na rehabilitację. Kobieta nie dopilnowała również racjonalnego żywienia i nie kontrolowała systematycznie wagi, mimo zaleceń lekarza rodzinnego.
– W wyniku takiego działania matki doszło do skrajnego niedożywienia dziecka, które w lutym 2013 r. skutkowało odwodnieniem organizmu, a w dniu 17 lutego 2013 r. wyniszczeniem organizmu w przebiegu przewlekłego głodzenia. To spowodowało śmierć dziecka – podaje prokurator Fąfera.
Do odpowiedzialności za śmierć chłopca została pociągnięta lekarka Bogumiła O.R. (66 lat), która sprawowała opiekę medyczną nad chłopcem. Na dzień przed śmiercią, matka przywoziła do niej chłopca. Zarzucono Bogumile O.R., że mogła skierować dziecko do szpitala lub wysłać do specjalistycznego ośrodka, gdzie leczy się dzieci z zaburzeniami jedzenia. Gdyby tak się stało Oskarek może by jeszcze dziś żył.
– Dzieci chore na porażenie mózgowe wymagają specjalnej troski. Czasami, aby utrzymać je przy życiu, trzeba karmić je sondą – mówi Kazimierz Antonowicz, lubuski pediatra
Rodzina Urszuli K. była pod opieką MOPS-u, pracownicy instytucji nie zauważali żadnych objawów świadczących o tym, że z dzieckiem dzieje się coś złego. Uważały, że kobiety – matka i babka Oskarka, z czułością się nim zajmują. Uczęszczał do przedszkola. W domu mieszkała jeszcze trojka rodzeństwa chłopca w wieku od 2 do 8 lat. Urszula K. w czasie rozprawy była w ciąży. Jej mąż pracował za granicą, Urszula również czasem dorabiała sobie w Niemczech. Wtedy dziećmi zajmował się jej matka.
Prokuratura wobec Urszuli K. postawiła zarzuty zaniedbania i zaniechania leczenia dziecka na oddziale żywieniowym. Bogumile O.R. zarzucono brak reakcji związanej z podjęciem leczenia wycieńczonego dziecka.
Sąd uznał matkę Oskarka winną zarzucanego jej czynu i skazał ją na 5 lat więzienia. Bogumiła O.R. została bardzo łagodnie potraktowana – za dopuszczenie się popełnianych czynów, sąd warunkowo umorzył wobec niej postępowanie karne na okres dwóch lat. Orzekł wobec lekarki karę grzywny 5 tys. zł na rzecz Funduszu Pomocy Pokrzywdzonym oraz Pomocy Penitencjarnej.
Sprawa jest bardzo smutna i zapadająca w pamięć. Najbardziej przerażająca jest, długa, bolesna i głodowa śmierć tego dziecka.
Opracowała GoSia Nieć
Korekta Klaudia Cebula