Matka udusiła syna w Hostelu

– To była zupełnie normalna rodzina. Jeszcze w wakacje widywałam ją z synem w kościele. Ona spokojna, on uśmiechnięty. Nie wiem, co się stało z tą kobietą. Co się jej pozmieniało w głowie. Może to przez te problemy finansowe i długi? Tylko jak można z takiego powodu zabijać dziecko? Najwyżej odsiedziałaby parę lat i wyszła. Synem zajęliby się dziadkowie. Przecież to normalni, sympatyczni ludzie. Potem jakoś wszystko by się ułożyło – mówiła jedna z mieszkanek Kłodnicy.

29 listopada 2019 roku w hostelu przy ulicy Orlej w Lublinie sprzątaczka dokonała makabrycznego odkrycia. Chciała posprzątać pokój, gdy znalazła na łóżku przykryte kocem zwłoki 10- letniego Filipka. Chłopiec od dawna już nie żył… Policyjni technicy podczas oględzin od razu odkryli, że dziecko zostało uduszone. Ślady wskazywały, że chłopiec dzielnie walczył o życie. O każdy oddech – o każdą chwilę życia, gdy dusiła go jego własna matka…

Działając ze szczególnym okrucieństwem i w wyniku motywacji zasługującej na szczególne potępienie, nakrywając kołdrą jego ciało wraz z głową, unieruchomiła je, przytrzymując własnym ciałem i w ten sposób doprowadziła do uduszenia – mówiła Wirtualnej Polsce Agnieszka Kępka, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Lublinie.

Filip nie miał szans na przeżycie walcząc z dorosłą i zdeterminowaną kobietą. Monika S. (38 lat) od początku była główną podejrzaną. To ona po raz ostatni widziała syna żywego… 26 listopada kobieta odebrała go ze szkoły i pojechała do Lublina, gdzie wynajęła pokój w hostelu.

Zameldowała się na trzy doby. Ostatniego dnia zniknęła. Obsługa hostelu zapamiętała jak wychodziła sama z budynku. Kiedy doba hotelowa dobiegła końca postanowiono uprzątnąć jej pokój.

Sprawdzaliśmy wszelkie możliwe nagrania z kamer monitoringu. Wiedzieliśmy, że pojechała w kierunku Puław. Wsiadła do jadącego tam busa – mówi Kamil Gołębiowski, rzecznik Komendy Miejskiej Policji w Lublinie.

Monikę znaleziono już następnego dnia dzięki nagraniom z monitoringu, na których zobaczyli, że wsiadła do busa jadącego do Puław. Utykała po przebytej w młodości chorobie. I na (puławskim) dworcu została aresztowana. Kobieta zamierzała popełnić samobójstwo, jednak nie zdążyła tego zrobić. Od razu przyznała się do zamordowania jedynego dziecka…

Filipek mieszkał wraz z rodziną w Kłodnicy, niedaleko. W grudniu 2018 roku jego matka trafiła do aresztu. Monika była podejrzana o malwersacje finansowe. Udało jej się wyjść na wolność dzięki poręczeniu majątkowemu w wysokości 25 tys. zł. Tragedia zaszokowała niewielką społeczność mieszkańców.

Kiedy dowiedziałam się o tej tragedii, przez całą noc nie mogłam spać. Jak ona mogła to zrobić własnemu dziecku?! Przecież mogła sama się zabić, jeśli nie wytrzymywała psychicznie. Czemu to dziecko było winne – mówi jedna z mieszkanek Kłodnicy.

Monika po odebraniu syna ze szkoły zniknęła. Zaniepokojony ojciec chłopca Hubert S. (41 lat) zgłosił się na policję. To nie była pierwsza tego typu sytuacja. We wrześniu tego samego roku również zniknęła razem z synem. Po powrocie przyznała się, że wzięła chłopca do Nałęczowa.

Podobno chciała odpocząć i pozbierać myśli… Być może wtedy już planowała zabić siebie i Filipka, ale zabrakło jej na to odwagi…

Ojciec chłopca przyznał, że nie obawia się o zdrowie i życie syna, ponieważ wcześniej już zdarzały się takie przypadki, że żona wyjeżdżała z synem na kilka dni i dziecko zawsze wracało do domu całe i zdrowe. Jednak martwiło go to, że nie wie, gdzie jest – podsumował kom. Gołębiowski. Policjanci znów sporządzili notatki i
przekazali ponownie sprawę dzielnicowemu.

Hubert w odróżnieniu od poprzedniej „wycieczki” miał kontakt z Filipem jedynie przez komunikator internetowy.

Mężczyzna zgłaszał się do jednostki w Bełżycach w środę i czwartek. Informował o problemach rodzinnych i kolejnym wyjeździe żony i syna. Policjanci ustalili, że chłopiec od kilku dni nie chodzi do szkoły. Sporządzili stosowną notatkę dla sądu i zawiadomili dzielnicowego – przyznaje Kamil Gołębiowski, rzecznik KMP w Lublinie..

Policja zapewnia, że nie było żadnych podstaw, by już w środę wszcząć natychmiastowe poszukiwania dziecka. Rozmawiając z policjantami mąż Moniki nie obawiał się bowiem o życie i zdrowie syna. Nawet nie przyszło mu do głowy mimo problemów rodzinnych, że żona jest wstanie zrobić coś tak strasznego.

Wizyta mężczyzny w komisariacie nie była z tym związana. Gdyby powiedział, że może się stać coś złego, to automatycznie wszczęlibyśmy poszukiwania. Mąż Moniki S. przyszedł na komisariat, ponieważ jego żona nie stawiała się na dozór policyjny. Tymczasem to rodzina wpłaciła za nią poręczenie majątkowe. Przy okazji mężczyzna poinformował, że kobieta wyjechała z dzieckiem i zrobiła to po raz kolejny. Mówił też, że ma kontakt z małżonką. W rodzinie nie było wcześniej żadnych policyjnych interwencji. Nie było żadnych podstaw do przyjęcia, by doszło do tzw. porwania rodzicielskiego – zapewnia Andrzej Fijołek z zespołu prasowego KWP
w Lublinie.

Ostatni raz ojciec miał kontakt telefoniczny z synem 28 listopada po południu. Filip mówił, że tęskni za tatą i chce wrócić do domu.

Następnego dnia już nie żył…

Żona zapewniała, że go w piątek przywiezie. W piątek rano Filip mi napisał, czy się wyspałem. Wieczorem komunikator już nie był aktywny – powiedział Hubert.

Monika wmawiała mężowi, że jest świadkiem koronnym i musi się ukrywać. Z tego powodu musiała zmieniać często miejsca pobytu, by się ukryć. Faktycznie jest również podejrzana o poważne nadużycia finansowe.

Jak ustaliliśmy, przynajmniej od października Monika S. wraz z synem i mężem wyjeżdżali do hoteli i pensjonatów w całym województwie. Nie płacili za pobyt w ośrodkach – wspomina Andrzej Fijołek z zespołu prasowego KWP w Lublinie.

Znajomi pary twierdzą, że małżeństwo miało kłopoty finansowe związane z szybkimi pożyczkami, tzw. chwilówkami, które są znane z wysokiego oprocentowania. Hubert pracował jako kierowca. Monika była prezesem Bractwa Miłosierdzia im. św. Brata Alberta w Lublinie. Jak udało ustalić się prokuraturze, kobieta przelewała sobie na prywatne konto pieniądze z kasy stowarzyszenia, aby spłacić własne zobowiązania.

Małżeństwo było poważnie zadłużone. W latach 2017-2018 na jej rachunek trafiło w ten sposób ok. 220 tys. zł. Przyznała się do winy i na krótko trafiła do aresztu.

We wrześniu 2019 roku Monika usłyszała kolejne zarzuty. Morderczyni pomagała członkom swojej rodziny w wyłudzaniu kredytów. Przynajmniej dwa razy wystawiła fałszywe zaświadczenia o zatrudnieniu i zarobkach.

Później również potwierdziła te informacje w rozmowach z pracownikami banków. Krewni Moniki otrzymali kredyty w wysokości 38 tys. zł i 55 tys. zł. Kobiecie za oszustwa groziło nawet do 8 lat więzienia. Teraz musi się liczyć z karą dożywotniego pozbawienia wolności…

Śledztwo trwa nadal. Koronawirus opóźnił działanie sądów. Mam nadzieję, że dzieciobójczyni dostanie zasłużony – największy – wymiar kary. Nie ma nic gorszego, niż zabić własne dziecko…

Filipek miał przed sobą całe życie. Teraz już go nie ma, ale zostanie w pamięci i sercach swoich bliskich. Czy można było przewidzieć, co się stanie? Wątpię… Dzielę się z bólem i żalem z jego najbliższymi.

Opracowała GoSia Nieć

https://www.polsatnews.pl/wiadomosc/2019-11-30/zabojstwo-dziecka-w-hostelu-nowe- fakty/
https://wiadomosci.wp.pl/lublin-zabojstwo-dziecka-w-hostelu-mowila-mezowi-ze-jest- swiadkiem-koronnym-6453934711388289a
https://www.fakt.pl/wydarzenia/polska/lublin/smierc-dziecka-w-hostelu-w-lublinie-rozpacz- ojca-filipka/6bn5knx
https://www.planeta.pl/Kronika-policyjna/Lublin.-10-letni-Filip-uduszony-przez-matke.-
Monika-S.-z-zarzutami
https://uwaga.tvn.pl/reportaze,2671,n/matka-udusila-10-letniego-filipa-ojciec-odebrala-nam- nasze-jedyne-dziecko-oficjalna-strona-programu-,308789.html

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments