Bromierzyk na terenie puszczy Kampinoskiej jest opuszczoną wioską ukrytą wśród gęstej drzewiny. Mówią o nim „najbardziej nawiedzone miejsce w Polsce”. Spowijać je ma pewna niepokojąca tajemnica. Tylko nieliczne ślady ludzkiego bytowania świadczą, że jeszcze niedawno toczyło się tam życie… Teraz ma się tu toczyć trochę inne życie… pozagrobowe…
Tekst ma zabarwienie satyryczne. Jeśli tego typu treści Cię rażą – proszę, przestań czytać! Materiał opiera się na luźnych rozmowach z osobami związanymi z Bromierzykiem, wypowiedziach na różnych forach lokalnych oraz innych źródłach. Nie ma formy wiążącej!
„Wsi wesoła, wsi spokojna!” – parafrazując: wsi straszna, wsi umęczona, przez Sowietów zgwałcona.
Kila słów – a nawet wiele… chyba za wiele… o „Wsi Wisielców”
Co jest w tej wymarłej wsi, że tak przyciąga ludzi? Na terenie Polski są ich setki – a może nawet tysiące? Może się nawet trochę zagalopowałam, ale na pewno jest ich wiele… Niektóre z nich cieszą się również podobną, ale tylko lokalną „sławą”. Internet wyjątkowo napędził tę historie do obecnych rozmiarów. Tak jak kiedyś mówiono w kuluarach o „Lesie w Witkowicach”, tak teraz mówi się o „Bromierzyku – Wsi Wisielców”…
O dziwo, historia Bromierzyka jest bardzo krótka, ale tragiczna. Każdy myśląc o „nawiedzonej wsi” w środku prastarej puszczy wyobrażał sobie miejscowość, która istniała przynajmniej od średniowiecza. Tak stare jak okalający ją teren! Te dzikie tereny proszą się wręcz o taki romantyczno – gotycki element i nutkę prasłowiańskiego ducha! I to było moim pierwszym rozczarowaniem. Niestety, tak nie jest. Trochę zabrakło mi tego klimatu z „Lasu Witkowskiego”. Jednak jej tragiczna historia wynagradza mi brak tego elementu…
Wieś prawdopodobnie została założona przez poszukujących swojego miejsca na ziemi –rolników. Wcześniej miały się tu znajdować pozostałości po bytowaniu drwali. Miejscowość została założona tuż przed II wojną światową. Niedługo później powstała najważniejsza budowla we wsi – czyli kościół, który 17 września 1944 roku został rozjechany przez sowieckie czołgi. W 1936 roku ufundowano kapliczkę PW. św. Teresy, a jej budowę ukończono w 1937 roku. Po zniszczeniu kościoła pełniła jego funkcje. Przed laty kaplica była drewniana, ale po wojnie była w tak tragicznym stanie, że została rozebrana, a na jej miejsce postawili nową, małą. Prawie cała wieś została wybita w czasie działań wojennych…
Co roku w rocznicę zniszczenia kościoła gromadzą się przy niej na nabożeństwo dawni mieszkańcy nieistniejących już wiosek. Jeszcze władze komunistycznej Polski postanowiły, że puszcza znowu ma być puszczą. To, co człowiek puszczy wydarł ma do niej wrócić. Wtedy powstał park narodowy. Zarządzono, że ludzie nic nowego nie zbudują. Pod koniec lat 80-tych Park Kampinoski zaczął wykupywać gospodarstwa. W 2002 roku wieś liczyła 18 mieszkańców, a w 2005 roku 27 mieszkańców. Analiza przedwojennych map pokazuje z kolei, że w latach 30. było tu aż 39 gospodarstw i tylko niewielkie połacie lasu. Początkowo przywiązanym do ojcowizny mieszkańcom ciężko było opuścić własne domy. Młodzi nie mieli takich sentymentów.
„Ile można mieszkać w takiej dziurze?”
– Chciałbyś mieszkać w krzakach, skąd masz pięć kilometrów do sklepu? Iść przez bagna na przystanek? Ktoś podał nam rękę. Mogliśmy wydostać się z tego piekła – mówił Sławomir Jaczyński, mieszkaniec sąsiedniej wymarłej wioski Karolinowów.
W Bromierzyku zostały tylko fundamenty dawnych domostw i piwnice, które z roku na rok co raz zachłanniej są wchłaniane przez puszczę i ona już nie ma zamiaru ich oddać… Jednak pamięć ludzka ożywia to miejsce na nowo. Przed rokiem 2011 nie odnalazłam żadnej choćby wzmianki – nawet na forach lokalnych…
I w zasadzie na tym mogłaby się skończyć krótka historii wsi…
Ale jeszcze został nam – obiecuje krótki – kontekst historyczny…
Czyli skąd się wzięło aż tyle duchów w jednym miejscu?
„Teren Puszczy ma bogatą historię związaną z walkami o niepodległość. Naznaczony jest krwią naszych rodaków, począwszy od walk powstańczych w 1794 roku i 1863 roku, poprzez walki armii „Poznań” i „Pomorze”. Zaledwie parę kroków stąd miała miejsce w 1944 roku bitwa pod Bzurą. W Puszczy Kampinoskiej można napotkać niezliczone mogiły poległych tu powstańców, cmentarz partyzantów, jak i również cmentarz w Palmirach, na którym spoczywają Polacy zabici przez Niemców. Nie zapomnijmy o nieodległym „Dąbie powstańców” . Wszak w okolicy nieszczęść nie brakowało. Weźmy choćby pod uwagę tragiczny przebieg powstania styczniowego, którego niemymi świadkami była pobliska Sosna Powstańców, a także znajdujący się jeszcze bliżej Dąb Powstańców” – można przeczytać na jednym z portali.
– Czterdzieści lat, od 1936 do 1976 roku. Przeżyłem tam wojnę, okupację i wejście Rosjan.(…) Byłem wtedy dzieckiem. Tu była już Trzecia Rzesza, a kilkadziesiąt metrów od kapliczki była granica z Generalną Gubernią. Rodzice chodzili za granicę handlować żywnością. Niemcy, którzy tu stacjonowali, byli w porządku, dało się z nimi żyć. Oni cały czas w naszej wsi mieli posterunek, mieścił się w szkole. Niekiedy przychodzili do nas i ostrzegali przed niebezpieczeństwem. Niemcy polowali na partyzantów, przyjeżdżali do wsi i szukali ich po gospodarstwach. Bo byli tu ludzie z Warszawy, którzy we wrześniu 1939 schronili się w puszczy i tworzyli oddziały. Oni przyjeżdżali na wieś w dziesięciu – dwunastu i lokowali się u kogoś w stodole. Niemcy ich cały czas szukali. Z bagnetami chodzili po stodołach, oborach i kłuli słomę i siano. Jak kogo znaleźli, to wyprowadzali do lasu i zabijali. Oszczędzali tylko tych, którzy z nimi współpracowali.(…) kiedyś partyzanci zastrzelili dwóch Niemców, którzy mieszkali w szkole. Tych, którzy nas ostrzegali przed innymi Niemcami. Uważali ich za wrogów, nie wiedzieli chyba, że pomagają Polakom – opowiada Jan Szymański, który mieszkał w nieistniejącej już Bromierzyk.
Jak ciekawostkę dodam, że niedużej odległości znajduje się jeszcze inne wysiedlone wsie – Karolinowów i Bieliny…
„Do niektórych miejsc po prostu nie można chodzić, a my dziś wybierzemy się w takie miejsce” – zaczęła grupa „Urbex History” swój film o wiadomej tematyce…
Kto tam wisi w trawie? Gdzie ten las wisielców? Halo! Czy ktoś tu wisi?
Nie wiadomo tak naprawdę skąd do tego miejsca przylgnęła łatka „lasów samobójców”. Jest to dość na wyrost. Od razu analogicznie nasuwa nam się skojarzenie ze słynnym japońskim filmem Aokigahary „Las Samobójców”. Oba miejsca mają rzekomo przyciągać pretendentów do skutecznego odebrania sobie życia.
„Podobno jeśli ktoś chciał odebrać sobie życie szedł w stronę Bromierzyka i już nigdy nie wracał” – brzmi czarujący lektor kontynuując wstęp do filmu „Urbex History”.
Mrocznie brzmiący wstęp robi niesamowitą otoczkę, ale cóż oprócz niej? Patrzę na statystyki oraz szukając informacji na temat samobójstw zasięgałam opinii miejscowych. I co się okazuje? Na przestrzeni tych wszystkich lat doszło na tym terenie…
UWAGA: do trzech potwierdzonych samobójstw!?
Więc gdzie to porównanie z Japonią, gdzie rocznie jest odnajdywanych około 100 ciał samobójców! Po panującej o Bromierzyku opinii spodziewałam się chociaż serii samobójstw – efektu Wertera… Poczułam się lekko oszukana…
– To jest przerażające miejsce, tam coś zawsze straszyło. Tam jest coś takiego, że ludzie stawali się tam opętani. Byli tacy, którzy mieszkali daleko w innych wsiach, ale jak ktoś miał się powiesić, to szedł właśnie tam. Do Bromierzyka. Ludzie z okolicznych wsi w końcu zaczęli się bać tam chodzić. Nie bez powodu tak się dzieje – mówiła Wiesława Szymańska z Plecewic.
Na tak małym terenie wszystko odbywa się za pomocą plotek i poczty pantoflowej. Wszyscy wiemy jak działają „opowieści zasłyszane”. Ktoś powiedział, że słyszał, że ktoś tam poszedł i się powiesił. Każdy doda coś od siebie, ubarwi historię, jak to każdy ma się w zwyczaju. I nagle mamy kilka wersji tej samej historii o wisielcu i z jednego zdania zrobiło się kilka opowieści. Jest przynajmniej o czym opowiadać w długie jesienne wieczory…
Do samobójstw miało dochodzić na drzewie wisielców w pobliżu kapliczki św. Teresy. Nie jest powiedziane dokładnie, które to. To zostawiamy naszej wyobraźni.
Częściowym wyjaśnieniem fenomenu polskiej „Wsi Samobójców” może być po prostu ciężkie życie, jakie musieli wieść tutejsi mieszkańcy. Nie dość, że żyli w oddaleniu od innych osad, to jeszcze musieli wyżyć na lichych glebach – z jednej strony mieli wydmowe piaski, a z drugiej podmokłe tereny. Dla nas to dziś sielska przyroda, ale rolnicy z pewnością nie mieli tu łatwo…
Po toczących się tu walkach prawdopodobnie już pod koniec wojny powstało wiele legend. Mieszkańcy żyli w ciągłym strachu. Czekali na nadejście wroga, który jest gotowy ich zgładzić.
Straumatyzowani okoliczni mieszkańcy mogli od czasu do czasu wziąć szmer liści lub jakieś zwierzę, które zbyt blisko dopuściło się ludzkich siedzib za jakąś zjawę. Najczęściej zjawę samobójców, bo to one mają się najczęściej wieczną wędrówką po tym łez padole, mają pokutować za zbrodnie przeciwko Bogu – bo sami odebrali sobie życie – a wg religii chrześcijańskiej to tylko Bóg może decydować o ich śmierci…
Więc co tam w trawie wisi? To cień legendy o wsi samobójców… Straszy, przyciąga, ale tylko wisi…
Więc kto tu straszy? Czy po zmroku usłyszmy jęki i zawodzenia dawnych mieszkańców? Kto tu jest zjawą? Czy to ostry cień mgły?
Dzięki swojemu krótkiemu, ale bardzo „intensywnemu” żywotowi to miejsce została zasiedlona głównie przez cały panteon „gości z tamtego świata”. Opowieści, które zebrały się wokół Bromierzyka stały się solidną podwaliną urbex legend, albo legend puszczańskich (zwrot zapożyczony z jednego artykułu – do autora – jest genialny!). „Wieś Wisielców” zaczęła żyć własnym życiem w Internecie po roku 2011… Wcześniej istniała już natomiast lokalnie. Choć to w większości – jak już wspomniałam – historie „zasłyszane”, to tworzą całkiem ciekawą spójność. Udając się tam człowiek z góry idzie z nastawieniem, że coś zobaczy. Siła sugestii zrobi swoje. Gdy wiesz, że tam straszy to wystarczy najmniejszy szmer, aby odebrać to jako manifestację bytu. Jeśli idziesz tam nocą, to efekt ten zostaje dodatkowo spotęgowany…
„Nie znaczy to jednak, że wsi Bromierzyk nie cechuje mroczna aura i nie dzieją się tam dziwne rzeczy. Mroczny klimat gęstego lasu przyprawia o gęsią skórkę, a samo przebywanie tam w nocy może wywoływać uczucie obserwowania. Być może jednak nie każdego miejsca należy się bać, ale w każdej legendzie należy upatrywać ziarna prawdy” – można przeczytać na jednym z portali.
Więc kto tam ma straszyć? O czym szumią knieje? Co nam powie las? Co schowane jest za drzewem?
Ta dziewczynka…
Podobno w Bromierzyku dokonano zabójstwa dziewczynki / młodej kobiety (zależy od źródła) w bliżej nieokreślonym czasie. Z tego powodu na środku dawnej wsi wybudowana została kapliczka, w której miało znaleźć się zdjęcie zmarłej. Legenda głosi, że z roku na rok twarz dziewczyny na zdjęciu starzeje się… I na tym legenda się kończy.
Teraz kilka faktów:
We wsi znajduje się kapliczka PW św. Teresy, możemy również zaliczyć dąb pod wezwaniem tej samej świętej, przydrożny krzyż oraz mała kapliczka typu latarnia umarłych, we wnętrzu, której znajduje się figurka Matki Bożej. Podobno właśnie to właśnie na tym krzyżu miała znajdować się owa fotografia… ale jej tam nie ma. Po przejściu wszystkich kapliczek nie znajdujemy śladu żadnego zdjęcia. Jedynie możemy napotkać obrazki świętych, nic więcej… Niektóre przekazy mówią, że tę kapliczkę widać tylko w nocy, lub w wyznaczone dni takie, jak data tragedii śmierci czy Zaduszki lub samo zdjęcie miało się pojawiać w tym czasie. Idąc tym tropem został nam do zwiedzenia jeszcze cmentarz. Niestety, tam również nic nie odnajdujemy.
– Jak Ruscy się zbliżali, to myśmy się chowali w piwnicy, bo w domu było strach siedzieć. Takie były eksplozje wokół. Koło dębu świętej Teresy było straszne natarcie, Ruscy wtedy kaplicę zniszczyli. Niemieckie czołgi były porozbijane, ludzie później chodzili i cięli je na złom. Widziałem też, jak niemieccy oficerowie zrywali pagony i wrzucali je w krzaki. Krzyczeli: „Hitler kaput”. A później Ruscy weszli. Widziałem pozabijane konie, uprzęże leżały, a ludzie lecieli do lasu i wybierali, co się dało. Rosjanie wyłapywali Niemców. Prowadzili drogą przez wieś gęsiego dziesięciu hitlerowców. Za nimi szedł Rusek i nagle serią z pepeszy ich pozabijał. W wojnę tu dużo ludzi zginęło (…)To prawda, porobiły się z nich takie gangi i chodzili po wsi. Szukali dziewczyn, które w wojnę z Niemcami żyły, bili te dziewczyny i gwałcili. Niemców, Rosjan, Polaków, cywilów też zabijali. Ten las krwią spłynął – opowiada Jan Szymański, który mieszkał w Bromierzyku.
W czasie II wojny światowej wiele osób straciło tu życie. Również młode kobiety/ dziewczynki. Naturalnie, na pamiątkę śmierci jednej z nich mogła powstać kapliczka. Jednak nie wiadomo, która z nich mogła to być, jak również nie wiemy czy po prostu przetrwała do naszych czasów.
Podsumowując:
Zdarzenie mogło mieć miejsce… Faktem jest, że nie ma tu w ogóle żadnej fotografii… Ten element o starzejącym się zdjęciu jest tu tylko ładną creepy bajeczką, która uatrakcyjnia to miejsce.
Wieś dalej żywa… tylko teraz mieszkają w niej duchy?… Raczej sowy i króliki… Czasem lis przebiegnie starą dróżkę…
– Przygotowując w 2015 roku trasę rajdu pieszego po puszczy. szliśmy we dwójkę przez Bromierzyk i Karolinów do Famułek Królewskich i Miszor. Dochodziło południe, była piękna, słoneczna niedziela. Mniej więcej od Karolinowa czuliśmy, że mamy za plecami „ogon”. Nie było go widać, ale jego obecność była wyraźnie odczuwalna. Szedł za nami prawie do Miszor. Nie jestem lękliwy, zdarzało mi się w przeszłości chodzić nocą samemu po lasach, a nawet w nich nocować. Ale wówczas, mimo że był dzień i świeciło słońce, czułem się nieswojo – opowiada Janusz Szostak.
„Jak twierdzą mieszkańcy sąsiednich miejscowości, straszyło tam od zawsze, zaś legendy o niewyjaśnionych zjawiskach w okolicy przekazywane były z pokolenia na pokolenie od niepamiętnych czasów. Nie na próżno – dziś miejsce tej osady porasta sosnowy las, a po zabudowaniach zostały tylko resztki fundamentów” – mówi jedno z licznych wprowadzeń do artykułów o Bromierzyku.
Ale czy to jest prawda? Czy sugestia? Kto nocą idzie: duch, a dokąd tupta jeż?
– Tam przy świętej Teresie, jak ten dąb, to ludzie opowiadali, że działy się dziwne rzeczy. Moi rodzice też mówili, że coś tam im się pokazywało. Jakieś zjawy. Trudno mi powiedzieć, co to było. Mówili, że jak nieraz jechali w nocy wozem, to coś się objawiało, wychodziło na drogę, stawało przed koniem, przed wozem. Słyszałem, że tam często ludziom gasną silniki samochodów czy motocykli. To się działo wielokrotnie, że samochód gasł, odholowali go kawałek dalej i odpalił. Jak byłem kawalerem i do Bielin się chodziło na dziewczyny, to nieraz czułem się nieswojo idąc lasem. Miałem wrażenie, że ktoś za mną idzie, że wbija wzrok w plecy. Z duszą na ramieniu wracało się do domu – opowiada jeden z mieszkańców okolicznych wsi.
Na Internecie można znaleźć wiele nagrań z „Wsi Wisielców”. Moim skromnym zdaniem najlepiej przygotowane materiały należą do „Grupa Mystery Hunters” i „Urbex History”. Wszystkie nagrania łączy jedno – tak naprawdę nic na nich nie ma… Oto mroczny klimat nagrań i ciekawie opowiedziana historia z dreszczykiem. Widzowie po obejrzeniu tych dokumentów doszukiwali się dziwnych odgłosów i zmian w obrazie zaprezentowanym na zrealizowanym przez grupach materiale. Jednak dla mnie to wyszukiwanie na siłę dowodów na istnienie życia pozagrobowego. Każdy nocny dziwięk można rozpatrywać w sposób paranormalny. To nie umniejsza tego, co robią te grupy. Kawał dobrej roboty! Róbcie swoją dalej! Jesteście genialni!
– Kiedyś w nocy zapuściłem się rowerem do Bromierzyka. To jest opuszczona wieś, a miałem wrażenie, jakby było tam pełno ludzi, Słyszałem ich głosy, kroki. Tak, jakby wieś żyła – opowiada jeden z mieszkańców Wilcz Tułowskich.
Uzasadnienie przyczynowo – skutkowe
Wracając do głównego wątku: miały być odgłosy, jęki, krzyki dawnych mieszkańców, a są zwykłe odgłosy lasu i suma naszych strachów spowodowana nakręceniem się na zjawiska paranormalne dzięki legendzie…
– Lubię jeździć na Bromierzyk i często tam bywałem, ale jakoś nigdy nie byłem tam sam. W końcu pewnego razu wybrałem się na samotną przejażdżkę samochodem, do kapliczki świętej Teresy. To było słoneczne, niedzielne popołudnie. Nagle, jadąc przez pustą i leśną drogę, samochód zgasł. Próbowałem go oczywiście ponownie uruchomić, ale to było coś takiego, jakby akumulator był rozładowany, albo nie było iskry. Po kilku nieudanych próbach wyszedłem z samochodu i podążyłem w kierunku asfaltu, żeby znaleźć jakąś pomoc. Przeszedłem może 40 metrów i usłyszałem, jakby dosłownie za moimi plecami, tuż obok mnie, ktoś uderzał łańcuchem o drzewo. Słyszałem nieraz opowieści o tym, że jest to dziwne miejsce, że coś może tu straszyć, ale nigdy nie wierzyłem w takie opowiastki. Przypomniałem sobie je od razu. Trochę się zawahałem, ale pomyślałem, że to się przesłyszało i poszedłem dalej. Po paru krokach, znów pojawił się ten sam dźwięk. Uważnie obejrzałem się wokół, ale przy drzewach nie było nikogo. Przystanąłem na chwilę, obróciłem się w stronę samochodu, a ten dźwięk znowu pojawił się za moimi plecami! Spanikowany obróciłem się, ale nikogo znów nie było. Poszedłem jeszcze parę kroków dalej, to było ze dwadzieścia metrów. Znowu to samo, znowu ten dźwięk łańcucha jakby uderzającego o jedno z drzew, był obok mnie. Wtedy już uciekłem do samochodu, po kilku próbach już odpalił. Nie wiem teraz, czy to było coś, czego gołym okiem nie widać, ale innego wytłumaczenia nie mam. To było tak realne i tak blisko, że nie potrafię teraz powiedzieć, że nie wierzę w takie rzeczy. Na pewno nieprędko pojadę tam samotnie – opowiada jeden z mieszkańców Sochaczewa.
Duchy zwierząt atakują! Nocą, za dnia – to tu to tam.
Mimo, nauk religii chrześcijańskiej o tym, że tylko człowiek ma duszę – i de facto tylko on może straszyć często spotyka się opowieści o zjawach zwierząt. Również w Bromierzyku możemy takie spotkać…
Podobno idąc nocą przez „Wieś Wisielców” można usłyszeć ciągnący się po ziemi łańcuch, do którego ma być przywiązana krowa, której zjawa pląta się to tu to tam. Czasem można ją dostrzec między drzewami. Usłyszeć charakterystyczny dzwonek, a nawet muczenie. Zagubione biedne zwierzę widocznie zapomniało, że jest nieżywe tak samo jak dawni mieszkańcy wsi…
Gdzieś przebiegnie Ci drogę pies bez głowy…
– Dawno temu jechałam przez Bromierzyk z mężem na motocyklu. Między kapliczką świętej Teresy, a dębem świętej Teresy zauważyliśmy, jak biegnie za nami koń. Oczywiście, mógł wybiec komuś z podwórka, ale mimo wszystko uciekaliśmy przed nim. Mocno złapałam męża ze strachu, ale nie udawało nam się przed nim uciec. Uciekaliśmy, jednak w pewnym momencie motor zgasł i nie było możliwości, żeby jechać dalej. Koń zbliżył się do nas i przednie kopyta wyciągnął do góry. Tak, jakby chciał nas zaatakować. Zdążyłam się tylko schylić i nie było konia. Nie było też słychać jego galopu. Uciekliśmy stamtąd i myśleliśmy, że to przywidzenia, że koń mógł gdzieś pobiec. Gdy opowiadaliśmy tę historię już innym ludziom, to niektórzy zaczęli potwierdzać, że to samo spotkało ich. Najpierw przejazd obok kapliczki, koń albo inne widmo. Zgaśnięcie silnika i to coś się wtedy zbliżało. Każdy z nich próbował się jakoś ratować, osłaniać, ale w końcu to coś znikało. Od tamtej pory nie chodziłam już sama na Bromierzyk, boję się, mimo że minęło już prawie czterdzieści lat – opowiada jedna z mieszkanek okolicznych wsi.
Panie „motur” mi zagasł! „Kuń” się zatrzymał… Dobrze, że w rowerze jeszcze dętka nie strzeliła!
Są miejsca w Bromierzyku (szczególnie przy kapliczce), gdzie mają gasnąć samochody i inne pojazdy. Łatwo to zjawisko można wytłumaczyć polem magnetycznym, albo niewyczuwalną zmianą terenu, która hamuje powolny ruch pojazdu. Umówmy się: jeśli nie jedziesz z napędem 4X4 takie rzeczy mogą się zdarzyć na wyboistych drogach Puszczy Kampinoskiej. Wiele osób mówi o tym zjawisku: „Zgasł i nie chciał ruszyć”.
Również konie mają się zatrzymywać w tym miejscu. Zwierzęta udomowione mogą stawać się płoche w pobliżu miejsc będących ścieżką drapieżników takich, jak wilki. Zachowują się w taki sposób, ponieważ wyczuwają ich bliskość i zagrożenie. Konie potrafią „stanąć okoniem”, przerażone mogą nawet uciec, nie chcą przejść nawet kawałeczka dalej. Jest wiele takich przypadków w historii, biologii czy życiu. W takiej puszczy, takie zachowanie nie powinno dziwić, nawet blisko ludzkich siedzib.
Na zakończenie. Fenomen gasnących pojazdów można bardzo łatwo logicznie uzasadnić. Oprócz ustnych przekazów nikomu nie udało się zarejestrować tego ciekawego zjawiska. Wtedy można by było się na pochylić i dogłębnie zbadać.
Wieś wiecznie żywa za grobu! Żyją tu zjawy i widy, ale raczej nie widy.
Wieś nawiedza wiele szerzej nieopisanych zjaw, duchów, mar. Nawet w biały dzień! Najczęściej przy kapliczce i dawnym cmentarzu. Zarówno po tym terenie błąkają się nie mogąc znaleźć spokoju żołnierze z II wojny światowej: Sowieci, naziści, jak i powstańcy. Nawet całe oddziały wybite w puszczy mają tu grasować… Członkowie społeczności, którzy zostali wymordowani w czasie wojny. jak i nasi samobójcy. Na obszarze wsi mają straszyć również dość „młode” dawnych gospodarze tej ziemi, którzy wrócili po swojej śmierci na ojcowiznę, tak brutalnie im wyrwaną przez zarząd Puszczy Kampinoskiej.
Jest wiele mniejszych czy większych zasłyszanych legend, opowieści… Wszystkie pięknie skomponowały ten przesympatyczny stworek – piszę to z całym szacunkiem – jakim jest „Bromierzyk – Wieś Wisielców”.
Kopiuj – wklejka „Duchna Droga”, tu dodać tu odjąć i mamy „Wieś Wisielców”. Ba! I to w sąsiedztwie.
Duchna Droga – trochę mniej ostatnio popularna, ale nie mniej ciekawa i równie opatulona płaszczem puszczańskiej legendy wyboista droga.
„No i najważniejsze pytanie – gdzie ta droga? Z Lasek kierujemy się ulicą Brzozową w kierunku Sierakowa (w KPN ścieżka ta funkcjonuje jako Droga Łączniczek AK), mijamy zakład dla ociemniałych, wchodzimy w las i dochodzimy do znaku informującego nas o drodze pożarowej 49. Tam skręcamy w lewo” I voila! Już jesteśmy na miejscu!
Droga znajduje się na skraju Puszczy Kampinoskiej. Podobnie jak we „Wsi Wisielców” straszyć zaczęło tam po II wojnie światowej, gdy nazistowscy żołnierze mieli brutalnie wymordować w tych okolicach znaczną ludność (wg ciekawszych przekazów wszystko zaczęło się od zabicia zakonnic). Od tamtego momentu mieszkańcy mieli doświadczać tam dziwnych rzeczy, paranormalnych zjawisk. Wiele takich legend ma wspólne mianowniki. Zawsze w podobnym tonie opowiadamy o nawiedzanych miejscach. Co ciekawe, Duchna Droga była wcześniej opisana w Internecie, niż Bromierzyk i została lepiej zbadana pod tym kątem. Możemy na jej temat znaleźć więcej publikacji, a te historie są bliźniaczo podobne do tych z Bromierzyka. Można rzec, że jest jej starszą siostrą – jeśli chodzi o życie na łamach sieci. Możemy wyróżnić kilka wspólnych punktów:
1: Po zapadnięciu zmroku na drodze i w jej otoczeniu słychać ma być jęki i zawodzenie zmarłych dawnych mieszkańców;
2: Gasnące pojazdy;
3: Na drodze można ponoć spotkać po zmroku i nie tylko wszelkiej maści zjawy, duchy i mary podobnych do tych we „Wsi Wisielców”;
4: Tragiczna historia związana z II wojną światową i walkami o niepodległość
5: Bliskość wymarłych / wysiedlonych wiosek;
I tu nasza bajeczka się zakończyła! W końcu trzeba powiedzieć dzieciom, że Mikołaj to bujda, a prezenty kupują rodzice!
We „Wsi Wisielców” nie straszą duchy… a grzybiarze!! – i to dosłownie!
Niestety, tu Wam muszę w pewnym sensie popsuć zabawę. Skontaktował się ze mną wnuk pewnego pana grzybiarza – niestety nie ma możliwości zweryfikować tych rewelacji, ponieważ dziadek tego mężczyzny „odszedł do krainy wiecznych łowów”, tak samo jego kompan, o którym będzie zaraz mowa.
Mężczyzna opowiedział mi niesamowitą historię swojego dziadka i jego kolegi, być może oni są winni temu całemu zamieszaniu wokół „Wsi Wisielców”. Być może jest to tylko bajka, którą dziadek ubarwiał opowieści snute wnukowi. Możliwe też, że po prostu już wykorzystał wcześniej istniejącą historię o tym, że w Bromierzyku straszy. Ale do rzeczy…
Były to czasy bardzo, bardzo odległe, gdy o Polsce mówiono PRL, a nami rządziła rzeczywistość komunistyczna. Bromierzyk był jeszcze zamieszkiwany przez kilka rodzin. Czasy były ciężkie. Pustki w sklepach, więc zbieranie runa leśnego ratowało niejedną rodzinę. Ci dwaj panowie – jeszcze wtedy dość młodzi mężczyźni – zapuszczali się w te tereny na grzyby. Mieli swoje wspaniałe miejsca, bogate w skarby natury. Nieraz ruszali potem przehandlować swoje zdobycze. Problem polegał na tym, że nie tylko oni wiedzieli o istnieniu tego miejsca. Nieraz musieli obejść się smakiem. Bardzo chcieli mieć KRAINĘ GRZYBÓW tylko dla siebie!
Pewnego dnia racząc się dobrej jakości bimberkiem wpadli na iście genialny pomysł. Być może już wykorzystali istniejące pogłoski – tego już się nie dowiemy i poczęli opowiadać o tym jak na Bromierzyku straszy, aby odstraszyć potencjalną konkurencję. Zadanie było o tyle łatwiejsze, że miejsce miało potencjał.
Brak telewizji i radia sprawiał, że ludzie chętnie słuchali dwóch bajarzy z wypiekami na twarzy. Dodatkowo stawiali następną kolejkę, aby słuchać dalej i więcej – a podobno umieli opowiadać i trzymać w napięciu do końca. Z każdą następną ilością wypitego alkoholu powstawały nowe detale. Ba! Nawet nowe historie. A później te historie przechodziły z ust do ust…
Początkowo przez kilka lat podstęp się udawał. Byli królami grzybobrania. Ludzie bali się zapuszczać w te tereny. Dodatkowo spotęgowało tą całą sytuację całkowite wysiedlenie wioski. W końcu panowie mieli swoją Krainę Grzybów tylko dla siebie!
Wkrótce dziecko przerosło ojca. Panowie stwierdzili, że trochę narozrabiali. Teraz w ich kochanym miejscu zaroiło się od urbex – maniaków i poszukiwaczy duchów. Chyba nie o to im w zamyśle chodziło? Trudno, mleko się rozlało. O tym podstępie miała wiedzieć tylko najbliższa rodzina obu denatów. Jednak czy to była prawda? Czy to ich kolejna bajka?
Odgadnijcie sami…
Wsi wesoła, wsi na pewno nie spokojna! – O Bromierzyku nie zapomni już nikt! Wiecznie żywa wieś…
Czyli słów kilka na zakończenie…
Bromierzyk ze względu na swoje położenie, historie i warunki społecznej izolacji sprzyja na rozpowszechnianiu tych przeuroczych legend, podań, historii „zasłyszanych” czy bajek. Nigdy nie zaprzeczę, że we „Wsi Wisielców” straszy. To, że tego nie da się zbadać nie znaczy, że nie istnieje.
Polecam wszystkim to miejsce na długie spacery dniem i wieczorem. Ma niespotykany klimat i okala go piękna puszcza w całej swojej krasie. Jeśli ktoś chce zapoznać się bliżej z historią tego miejsca, jego legendą oraz porozmawiać z ludźmi, którzy kiedyś mieszkali w osławionej „Wsi Wisielców” zapraszam na nabożeństwo, które odbędzie się już za kilka dni w Kapliczce PW. św. Teresy w Bromierzyku.
Wierzyć – nie wierzyć – od was zależy.
Tekst jest prywatną opinią autora. Jest to utwór o zabarwieniu satyrycznym, więc prosimy o nie traktowanie zawartych w nim treści zbyt poważnie…
Opracowała: GoSia Nieć
Korekta: Aleksandra Jursza
https://tusochaczew.pl/pl/11_wiadomosci/47756_bromierzyk-nawiedzona-wie-wisielc-w-sprawdzamy-legendy.html
https://www.antyradio.pl/News/Bromierzyk-nawiedzona-wies-wisielcow-na-Mazowszu-Czemu-przeraza-turystow-23640
https://wiadomosci.wp.pl/ich-domy-rownano-z-ziemia-tylko-garstka-ludzi-zostala-w-puszczy-6402190512511105a
https://menway.interia.pl/styl-zycia/ciekawostki/news-bromierzyk-nawiedzona-wies-wisielcow,nId,2461580