Nowy Jork czerwiec 1975 r.
Większość z podróżnych wysiadających na nowojorskim lotnisku otrzymuje niepokojącą broszurę.
Broszura ta przedstawia trupią czaszką z napisem „dopóki coś się nie zmieni, jeżeli tylko to możliwe, trzymaj się z dala od Nowego Jorku…”.
Ulotka zawiera 7 przykazań, które teoretycznie mają pomóc wydostać się z miasta żywym.
Co ciekawe ten zaprojektowany w bardzo kontrowersyjny sposób przewodnik został, wydane przez oficjalny departament policji.
Pomiędzy niestarannie wydrukowanymi wskazówkami, aby w żadnym wypadku nie opuszczać Manhattanu, trzymać torbę obiema rękami,a w hotelu poproś o pokój znajdujący się blisko schodów przeciwpożarowych,
znalazł się również jeden punkt
„Nie wchodź do metra”.
Nowy Jork do połowy lat 90. nosił niechlubne miano jednego z najniebezpieczniejszych zakątków świata.
Wśród miejsc tej jakże gwarnej metropolii, które wzbudzały największe przerażenie, było metro, w którym zdecydowanie łatwiej, niż stróża prawa można było spotkać gangstera,
swobodnie prezentującego swoją broń.
Od odrapanych tynków podziemnych labiryntów metra odbijały się złowieszczo promienie światła żarówek,
a może tylko dyskretnie mrugały, chcąc zwrócić naszą uwagę i ostrzec przed ewentualnym niebezpieczeństwem.
Z daleka, a może całkiem bliska biorąc pod uwagę możliwości akustyczne nowojorskich tuneli,
raz po raz dochodził stukot pędzących wagoników, ale często także płacz, pisk, krzyk lub strzały…
W powietrzu natomiast unosił się mocno wyczuwalny smród moczu.
Niektóre wagony pozbawione były nawet światła, co powodowało, że część pasażerów przemierzała swoje trasy
w absolutnych ciemnościach.
Myślicie, że przesadzam? Nie, nie przesadzam. W 1979 w nowojorskim metrze zgłaszano 250 poważnych przestępstw tygodniowo.
Spora grupa policjantów modliła się o to, by tylko nie musiała schodzić w podziemną część miasta.
Dla porównania w 2014 roku odnotowano 328 przypadki morderstw, z kolei w 1980 roku – aż 1814.
W ciągu dekady nowojorski transport publiczny stracił ponad 300 milionów pasażerów,
głównie ze względu na swoją reputację siedliska przestępczości i zażywania narkotyków.
Warto wspomnieć także o organizacji Guardian Angels. Powstała ona właśnie w Nowym Jorku, aby chronić pasażerów metra przed przestępcami,
Jej członkowie – ochotnicy – trenowali sztuki walki i uczyli się, w jaki sposób zatrzymywać przestępców, aby przy tym samemu nie łamać prawa.
Początkowo władze nie popierały tego rodzaju działań, lecz z czasem, gdy grupa udowodniła swoją skuteczność oraz to, że działa w pełni zgodnie z prawem
zyskała szacunek i zgodę na swoje działanie nawet w oczach nazwisk rządzących miastem!
Ciągle rosnący wskaźnik przestępczości w nowojorskim metrze z czasem zmusił panującego wówczas burmistrza miasta do podjęcia
bardziej radykalnych kroków.
Aby uchronić obywateli przed represjami i obawą przed metrem, burmistrz wprowadził nowy program, który miał zmniejszyć przestępczość w pociągach metra.
Program ten przewidywał wprowadzenie do każdego z wagonów funkcjonariusza w godzinach, w których według statystyk dokonywano największej liczb przestępstw.
Działania te sprawiły, że ludzie poczuli się znacznie bezpieczniej.
Pozwalało to również przestępcom dwa razy zastanowić się, zanim znów zrobią coś głupiego.
Program ten jednak nie przetrwał zbyt długo, po podliczeniu słupków przez polityków odpowiedzialnych za budżet miasta wyszło,
iż generuje on potrzeby wydania 350 tys. tygodniowo.
Program został, więc wycofany, setki funkcjonariuszy straciło prace, a przestępczość jak nie trudno się domyślić znów wzrosła.
Nowojorskie metro ma także swojego cichego bohatera.
22 grudnia 1984 roku Bernhard Goetz wszedł do prawie pustego pociągu metra na Manhattanie.
Nie wyróżniał się niczym specjalnym poza tym, o czym wiedział tylko on sam!
Miał ze sobą rewolwer kalibru 38.
W Wagonie metra jechało także czworo nastolatków,
jak zezna później świadek kiedy tylko Goetz zajął swoje miejsce.
Młodzi mężczyźni otoczyli go, żądając 5 dolarów.
Kiedy mężczyzna odmówił jeden z nich wrzasnął „dawaj mi swoje pieniądze”
Goetz szybko łącząc fakty, wiedział, że za chwile komuś na pewno stanie się krzywda.
Zdecydowanie nie chciał tego dnia być w roli poszkodowanego.
Dlatego wyciągnął rewolwer i zaczął strzelać raniąc każdego z osobną.
Motorniczy, słysząc strzały zatrzymał pociąg. Jak tylko koła przestały się obracać, a drzwi otwarły, Goetz nawiał!
Szybko, bo po 8 dniach jednak trafił za kratki, a w mieście o całym zdarzeniu zrobiło się głośno!
Mężczyzna w ekspresowym tempie stał się celebrytą!
Nowojorczycy mieli już dość bezradności policji i ciągłego strachu, jaki panował w mieście!
Bernhard Goetz był wszędzie, telewizji na plakatach koszulkach zagrał nawet w 2 filmach i otworzył sklep elektroniczny, był praktycznie wszędzie, przy czym jak sam wspominał-
był zdumiony statusem celebryty!
Jedynym zapamiętanych słów, jakie wypowiedział, było zdanie.
” Chciałem zabić tych facetów. Chciałem okaleczyć tych facetów. Chciałem, żeby cierpieli na wszelkie możliwe sposoby….
Gdybym miał więcej kul, strzelałbym do nich raz po raz. Mój problem polegał na tym, że skończyły mi się kule”.
Finalnie jednak nie zagrzał zbyt wiele czasu za kratami, choć jego epizody z wymiarem sprawiedliwości
sięgają nawet czasów obecnych a dokładnie 2014r kiedy został posądzony o handel narkotykami….
Dalsze tajemnice nowojorskiego metra zostaną przedstawione w podcaście na kanale Strefa Mroku
Opracował Damian Banaś
Korekta – Czytelnicy w komentarzach