Jest rok 1992, październikowa noc , czworo młodych ludzi postanowiło uczcić zdanie egzaminów na studia 19-letniego Marka Jankowskiego, wraz z nim były Karolina K. , Aleksandra Z. raz Marek Olejniczak.
Niestety brawura i alkohol doprowadziły do wypadku , ich samochód marki Fiat 126p wbił się w drzewo w wyniku czego dwie młode kobiety giną na miejscu.
Zapewne powiecie,że takie sytuacje często się zdarzają więc co w tym „niezwykłego”?
Otóż sam fakt,że sprawa ich śmierci rozpoczęła żmudny proces sądowy, który trwa do dzisiaj.
Minęło 25 lat od tego wypadku i wciąż nie wiadomo, kto był winny, czemu nie udzielono im na czas pomocy, mogącej uratować obu dziewczynom życie. Zamiast jasnego rozstrzygnięcia tych kwestii, do czynienia mamy z niekończącym się festiwalem matactw, korupcji, ginących dowodów rzeczowych, sfałszowanych dokumentów i wyrokiem wiszącym nad jednym z uczestników zdarzenia. Co najbardziej jest dziwne w tej sprawie to fakt, iż wszystkie dowody przemawiające na jego korzyść zostały zignorowane przez kolejne sądy, tak, by zamieść pod dywan śmierć obu dziewczyn, a nad całą sprawą unosi się zapach lokalnej kliki, od dekad dbającej świetnie o swoje bezpieczeństwo i interesy. Ale po kolei…..
Jak już wspomniano na początku, powodem wypadku była brawura młodych ludzi i alkohol (badanie krwi). Jeden z pasażerów (Marek Jankowski) był tak pijany ,że nie pamięta całego zdarzenia, mało tego wyszedł z wypadku bez najmniejszego zadrapania. Karolina K. , Aleksandra Z. zmarły w drodze do szpitala, czwarty z poszkodowanych (Marek Olejniczak) wydostał się z auta i udał do pobliskich zabudowań szukając pomocy. Do tego momentu wszystkie fakty się zgadzają.
Problem pojawia się w chwili ustalenia, kto prowadził samochód, a tym samym, kto był sprawcą wypadku. Prokuratura oskarżyła Marka Jankowskiego, który twierdzi (a jego słowa potwierdzają badania ze szpitala),że był zbyt pijany aby prowadzić pojazd, był nieprzytomny od upojenia alkoholowego. Co ciekawsze dowody zebrane w trakcie śledztwa wskazują, iż mógł on w ogóle nie brać udziału w wypadku, na co dowodem było brak obrażeń, czy śladów szkła z rozbitej szyby;
„Nie czarujmy się, po uderzeniu maluchem ten człowiek jeśliby przeżył, to powinien być kaleką, mieć na sobie ślady krwi osób, które uczestniczyły w tym wypadku – twierdzi Krzysztof Orszagh ze Stowarzyszenia Przeciwko Zbrodni im. Jolanty Brzozowskiej „.
Rodzi się pytanie, dlaczego ktoś próbuje wrobić niewinnego, według dowodów, człowieka ?!
Odpowiedź z jednej strony jest oczywista, a z drugiej ukazuje jak wytworzone w niejasnych okolicznościach na początku lat 90-ych powiązania, do dziś skutkują nietykalnością osobistą urzędników państwowych, mających stać na straży porządku publicznego oraz konsekwencjach braku należytej kontroli nad wymiarem sprawiedliwości w Polsce.
Okazuje się,że bratem czwartego uczestnika wypadku – Marka Olejniczaka , jest policjant, który według linii obrony Marka Jankowskiego dążył do zatarcia śladów i umieścił go w rozbitym aucie tuz po wypadku. Sporo dowodów przemawia za tym,że jest to wielce prawdopodobne.
Pierwszy z nich to fakt, że wezwane karetki pogotowia, były odwoływane i ponownie wzywane na miejsce zdarzenia, co opóźniło znacznie akcję ratunkową. Kolejnym, jest bardzo późne wezwanie policji, w której jurysdykcji znajdował się teren wypadku. Jednocześnie na miejscu stosunkowo szybko pojawił się brat jednego z poszkodowanych, wspomniany już wcześniej policjant. Co ważne, nie powiązany stosunkiem pracy z terenem, na którym doszło to zdarzenia. Jego zeznania dotyczące sprawy zmieniały się kilkukrotnie, co w sumie nie powinno dziwić, gdyż z początkowych wynikało, że w szpitalu, do którego trafili wszyscy poszkodowani znalazł się zanim o wypadku powiadomiono odpowiednie władze. Następny rażący dowód, to brak zabezpieczenia śladów przez policję na miejscu zdarzenia i to zarówno tych, które mogłyby pomóc odtworzyć sam wypadek, jak i odcisków palców, usytuowania pasażerów, czy wreszcie nie wykonała zdjęć dokumentujących miejsce kolizji. Te powstały dzień później i porównując je z fotografiami autorstwa rodzin poszkodowanych odbiegają znacznie od siebie. Sam pojazd, nie został w żaden sposób zabezpieczony na potrzeby śledztwa, odholowano go na posesję rolnika ,który bardzo dobrze znał lokalnych policjantów, zostawiono auto pod gołym niebem, a wkrótce okazało się,że zniknęła z niego tapicerka, kierownica oraz elementy pojazdu, które mogły wskazywać, kto w chwili wypadku kierował pojazdem. Zachowały się jedynie wspomniane zdjęcia wykonane przez rodziny poszkodowanych, na których widać miedzy innymi zachlapaną krwią tapicerkę i uszkodzenia kierownicy i drążka biegów, wskazujące na to, że kierowca na skutek zdarzenia, doznać musiał obrażeń rąk i klatki piersiowej, a przypomnijmy takowych ran nie posiadał oskarżony Marek Jankowski lecz właśnie czwarty z pasażerów wypadku Marek Olejniczak.
Jednak prokuratura nie podjęła tego tematu ani nie wzięła pod uwagę żadnego z w/w dowodów.
Sprawa wydaje się tym bardziej podejrzana, jeżeli przyjrzymy się innym sprawom z rzeczonego terenu. Weźmy pod lupę drastyczny wypadek prokuratora, który kierował autem pod wpływem alkoholu i potrącił na przejściu dla pieszych kobietę z wózkiem, gdzie w efekcie śmierć poniosło dziecko będące w wózku. Kilka dni później matka zmienia zeznania i mówi,że wózek jechał pusty a jej dziecko zmarło kilka dni wcześniej. Nie trzeba być geniuszem, żeby zauważyć, że w tak diametralnej zmianie okoliczności, chodzi o duże pieniądze i powiązania towarzyskie pomiędzy lokalną policją, prokuraturą i lekarzami.
Pamiętacie drodzy czytelnicy incydent , w którym prokurator w biały dzień , w tym samym rejonie, o którym mowa w tekście, ukradł w dyskoncie batonik i krem do rąk za łączną kwotę 15 zł?! Wówczas lokalni psychiatrzy dostarczyli prokuratorowi zaświadczenie o niepoczytalności, które zwolniło go od odpowiedzialności, a która to niepoczytalność nie przeszkodziła mu w powrocie na stanowisko i mało tego przyznano mu zostało również odszkodowanie za czas zawieszenia.
Czemu wspominam o tych przypadkach? Zarówno prokurator kleptoman, jak i rzecznik prokuratury wybielający jego postać w mediach byli zaangażowani w latach 90-ych w śledztwo będące naszym głównym tematem. Zanim jednak do niego wrócimy przedstawić należy jeszcze jednego wysoko postawionego urzędnika państwowego. Mowa o zatrzymanym przez CBA we wrześniu 2016 roku, w związku z korupcją w bydgoskim ZUS, szefie policji w Bydgoszczy. Traf chciał, że był on szefem policji w Żninie, kiedy to z miejscowego posterunku zniknął koronny dowód na niewinność marka Jankowskiego, bohatera naszej opowieści.
Wróćmy do naszej sprawy, Po procesie , do skazanego Marka Jankowskiego zgłosił się jeden z policjantów, twierdząc, że ma dowód na to, że oskarżenie było fikcją, a wyrok jest jawną kpiną ze sprawiedliwości. Na dowód swoich słów, przekazał notatkę policyjną z miejsca feralnego wypadku, w której sporządzający raport funkcjonariusz wprost napisał, że Marek Olejniczak był kierowcą pojazdu. Mało tego, w tym samym dokumencie znajdowała się informacja, mówiąca o przeciągnięciu przez marka Olejniczaka nieprzytomnego pasażera na miejsce kierowcy. Notatka datowana była na noc wypadku i widniał na niej odręczny komentarz datowany na poranek po incydencie brzmiący: „Proszę zgłosić się do mnie pilnie w tej sprawie”. Rodzi się pytanie, kto dokonał owego dopisku i jaki był dalszy ciąg owego wyzwania. To niestety nigdy nie zostało wyjaśnione, lokalny sąd, któremu udostępniono kopię notatki umorzył postępowanie. Jak się okazało, jej oryginał zaginął w kilka dni po wykonaniu jego kopii, a dochodzenie policyjne w tej sprawie zamknął znany nam już z zatrzymania przez CBA funkcjonariusz, będący wtedy komendantem posterunku w Żninie. Sam zaś policjant, który ujawnił felerny dokument, zaprzeczył, że wie cokolwiek o tej sprawie i wyjechał z kraju.
Kolejnym dokumentem w sprawie, który zaginął, to teczka z oryginałami badań rentgenowskich Marka J. wykonanymi tuż po wypadku. Tym samym kopie dla Sądu stały się bezużyteczne. Sfałszowany został również wypis ze szpitala dla prokuratury, w którym czytamy o „urazie wielomiejscowym” i „stłuczeniu klatki piersiowej” , natomiast w wypisie Marka Jankowskiego u pacjenta nie stwierdzono „zmian urazowo kostnych” .
Sprawa ta nie została wyjaśniona przez Sąd, bo nawet nie podjęto takiej próby.
Sam Marek Jankowski mówi „ Miałem wrażenie,że wszystko zmierza do tego by za wszelką cenę udowodnić mi winę, a nie dojść do prawdy, ustalić jak to rzeczywiście było”
Marek Jankowski w lipcu 2017 roku został skazany prawomocnym wyrokiem. Jego jedyna nadzieją jest sprawa kasacyjna w Sadzie Najwyższym, która miała odbyć się w kwietniu tego roku, a o której nie udało znaleźć się żadnych informacji.
Jak wiemy, obecnie środowisko sędziowskie i prokuratorskie ma najniższy poziom zaufania społecznego. Czytając powyższy artykuł jest to w pełni usprawiedliwione, bo wszystko wskazuje na to,że śmierć dwóch młodych kobiet nastąpiła tylko dlatego, że wyjaśnienie ich śmierci mogłoby zaszkodzić lokalnym sitwom.
Ręka, rękę myje…..jak długo jeszcze Panie ministrze Ziobro ?
Źródło: interwencja.polsatnews.pl, pitu – pitu
Zdjęcia: pitu – pitu (z akt sprawy)
Autor: Tarantulla